Broń długa jest na podstawie prawa sprzed 15 lat wpisywana do specjalnego rejestru. Prawo o rejestrze powstało po tragedii z 1989 roku, tzw. Montreal Massacre, kiedy na politechnice w Montrealu niezrównoważony Marc Lepine zabił 14 studentek. Właśnie ten rejestr był od ubiegłego roku przedmiotem sporu konserwatystów z opozycyjnymi liberałami, Nowymi Demokratami (NDP) i Bloc Quebecois. Kanadyjczycy mają w domach około 7,5 mln sztuk różnej broni palnej i ponad 5 proc. Kanadyjczyków ma licencję na posiadanie takiej broni. Wniosek o likwidację rejestru broni długiej wszedł do prac parlamentarnych jako własna inicjatywa jednej z konserwatywnych deputowanych, a rząd Stephena Harpera poparł tę propozycję. Rząd uznał, że rejestr jest nieprzydatny i za drogi. W ubiegłym roku prawo znoszące rejestr zostało w pierwszych czytaniach przyjęte przez parlament. Potem rozpętała się polityczna burza. Z jednej strony przeciwko ustawie wystąpiły organizacje ofiar i ich rodzin, lekarze, organizacje kobiece, a także policja. Rządowi zarzucano, że opóźnił o kilka miesięcy publikację raportu policyjnego dowodzącego skuteczności rejestru i zwracał miliony dolarów opłat rejestrującym broń, choć w założeniu funkcjonowanie rejestru miało być finansowane właśnie z tych opłat. W tygodniach poprzedzających ostateczne głosowanie pojawiły się też zarzuty, że na likwidację rejestru broni długiej naciskała wpływowa organizacja lobbingowa z USA, National Rifle Association (NRA). Możliwe naciski NRA na kanadyjskich polityków stały się tematem skandalu. Temperatura wyjątkowo ożywionej jak na Kanadę politycznej debaty szybko rosła przed nocnym głosowaniem w minioną środę. Żaden problem polityczny nie wywołał w ostatnich miesiącach takich emocji, poza ostrą dyskusją w sprawie zniesienia przez rząd obowiązkowości rozszerzonego formularza spisu powszechnego (bardzo szczegółowe informacje uzyskiwane w ten sposób są ważne dla polityków, władz lokalnych i gospodarki). W debacie o rejestrze broni pojawiły się nawet uszczypliwe bon moty o "torontońskich elitach", a więc liberałach - zwolennikach rejestru. Pojawiła się też rzadka w kanadyjskiej debacie publicznej opozycja miasto-farmerzy. W ostatnich dniach trwało nerwowe liczenie głosów, ponieważ deputowani NDP głosowali bez dyscypliny klubowej. Ostatecznie rejestr został utrzymany w środowym głosowaniu, stosunkiem 153 do 151 głosów. Lider liberałów Michael Ignatieff zapowiedział prace nad zmianą zasad rejestru, by był on bardziej do przyjęcia dla farmerów i myśliwych dzięki np. zniesieniu opłat za rejestrację. Ale premier Harper już uprzedza, że to nie koniec prób likwidacji rejestru. W następnej kampanii wyborczej do parlamentu sprawa rejestru i rozgrywka miasto-farmerzy mają stać się jednym z punktów wyborczego programu konserwatystów.