Deputowani byli jednomyślni w swej decyzji, ich gest ma jednak charakter głównie symboliczny - pisze w komentarzu Reuters. Aby decyzja o cofnięciu honorowego obywatelstwa <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-kanada,gsbi,4212" title="Kanady" target="_blank">Kanady</a> nabrała mocy prawnej, konieczne jest głosowanie z udziałem obu izb parlamentu. Gdy w 2007 r. przyznawano obywatelstwo pani Aung San Suu Kyi, która jest faktyczną przywódczyni Birmy i rzeczywiście nie uczyniła nic, by powstrzymać zbrodnie wobec muzułmańskiej mniejszości Rohingja, głosowanie odbyło się na połączonym posiedzeniu Izby Gmin i Senatu. Odebranie honorowego obywatelstwa musi odbyć się w taki sam sposób, jak zostało nadane - twierdzą prawnicy. W środę w sprawie odebranie obywatelstwa Kanady Aung San Suu Kyi wypowiedział się premier Kanady, <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-justin-trudeau,gsbi,2626" title="Justin Trudeau" target="_blank">Justin Trudeau</a>. Wyznał, że jest otwarty na sugestię, by tak uczynić, ale zarazem powątpiewa czy w jakikolwiek sposób pomoże to rozwiązać problem Rohingjów. Ocenia się, że niemal 700 tys. przedstawicieli tej mniejszości było zmuszonych do opuszczenia swych domostw w obawie przed prześladowaniami i gwałtami ze strony wojsk rządowych. W ubiegłym tygodniu Izba Gmin przegłosowała uchwałę o zakwalifikowaniu birmańskich zbrodni wobec Rohingjów jako "aktów ludobójstwa". Władze Stanów Zjednoczonych - przypomina Reuters - uważają, że akcja militarna armii birmańskiej wobec tej mniejszości "była świetnie zaplanowaną i skoordynowaną operacją masowych mordów, zbiorowych gwałtów i innych zbrodni wobec ludności cywilnej". Podobnie uważają też władze innych krajów. Czystki i represje W czwartek Rada Praw Człowieka ONZ opowiedziała się za utworzeniem zespołu ds. zebrania dowodów dotyczących łamania praw człowieka w Birmie, w tym możliwych zbrodni i ludobójstwa. Miałby on przygotować dokumenty służące w przyszłości przygotowania ewentualnego aktu oskarżenia. Za rezolucją w tej sprawie, przygotowaną przez Unię Europejską i Organizację Współpracy Islamskiej, opowiedziało się 35 członków spośród liczącej 47 państw Rady; trzy kraje, w tym <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-chiny,gsbi,4231" title="Chiny" target="_blank">Chiny</a>, Filipiny i Burundi, były przeciwne, a siedem wstrzymało się od głosu. Wenezuela i Kuba nie głosowały. Decyzja Rady musi teraz zostać zatwierdzona przez Zgromadzenie Ogólne ONZ. Represje birmańskich sił bezpieczeństwa rozpoczęły się na masową skalę w sierpniu 2017 roku. Według organizacji praw człowieka w wyniku tych działań śmierć poniosło co najmniej 10 tysięcy ludzi, głównie członków mniejszości muzułmańskiej Rohingja. Tzw. operację czyszczenia w północnej części stanu Rakhine na zachodzie kraju rozpoczęto po zaatakowaniu 25 sierpnia 2017 roku 30 posterunków policji oraz bazy wojskowej przez rebeliantów z Arakańskiej Armii Zbawienia Rohingjów (ARSA). W następstwie brutalnej operacji przeprowadzonej przez siły zbrojne uciekło z Birmy do Bangladeszu ponad 700 tys. Rohingjów; większość z nich żyje w obozach dla uchodźców. Dokładnie rok po tych wydarzeniach niezależna międzynarodowa misja rozpoznawcza w Birmie opublikowała raport, w którym napisano, że birmańska armia dokonała masowych zbrodni na muzułmanach Rohingja z "zamiarem ludobójstwa", a naczelny dowódca i pięciu generałów powinni zostać osądzeni za zorganizowanie najcięższych przestępstw. Cywilny rząd Birmy na czele z laureatką Pokojowej Nagrody Nobla Aung San Suu Kyi pozwolił na rozwój mowy nienawiści, a także niszczył dokumenty i nie chronił mniejszości Rohingja przed zbrodniami przeciwko ludzkości i zbrodniami wojennymi ze strony armii w stanach Rakhine, Kachin i Shan. W związku z tym "przyczynił się do popełnienia okrutnych zbrodni" na Rohingjach - stwierdzono w raporcie. Władze w Naypyidaw odpierają te zarzuty.