Choć na formalne potwierdzenie wyników, zgodnie z kanadyjskim prawem wyborczym, trzeba jeszcze poczekać kilka dni, to według danych ze strony internetowej komisji wyborczej, Konserwatywna Partia Kanady wprowadziła do parlamentu 167 deputowanych, co dało torysom 39,62 proc. poparcia. Do uzyskania większości w 308-osobowej izbie niższej wystarczało 155 parlamentarzystów. Ostateczne potwierdzenie nazwisk nowych deputowanych nastąpi po ponownym przeliczeniu głosów w przynajmniej dwóch okręgach, gdzie różnica między pierwszym a drugim kandydatem jest minimalna. Według prawa wyborczego w takich przypadkach głosy przelicza się jeszcze raz. W poniedziałkowych wyborach jest też polski akcent. Wśród konserwatywnych deputowanych znalazł się imigrant z Polski, Władysław Lizoń, który wyemigrował najpierw do USA, a potem do Kanady i przez ostatnie lata był prezesem Kongresu Polonii Kanadyjskiej. Lizoń startował w okręgu Mississauga East-Cooksville, na zachód od Toronto, i zebrał o 661 głosów więcej niż konkurujący z nim liberał Peter Fonseca. W Mississauga mieszka wielu Polaków. Pierwszym kanadyjskim parlamentarzystą urodzonym na terenach polskich był Alexandre-Edouard Kierzkowski, który pochodził z Wielkiego Księstwa Poznańskiego. Po powstaniu listopadowym i pobycie we Francji przeniósł się do Kanady, gdzie w 1867 roku został deputowanym w Izbie Gmin. Choć formalnie swój rząd Harper będzie tworzył po powierzeniu mu funkcji premiera przez Gubernatora Generalnego reprezentującego brytyjską królową Elżbietę II, konserwatyści zapowiadają, że będą realizować program wyborczy. Harper mówił we wtorek, że nauczył się, iż wyborcy nie lubią niespodzianek. W programie konserwatyści obiecywali, że w roku fiskalnym 2014/2015 doprowadzą do zrównoważonego budżetu. Przy tym torysi nie chcą podnosić podatków. Program konserwatystów oceniany jest jako przyjazny dla biznesu i mniej przyjazny dla środowiska, choć w tej dziedzinie wiele zależy od USA, z którymi premier zapowiadał ścisłą współpracę. Spodziewać się należy zaostrzenia prawa karnego oraz przepisów dotyczących nielegalnej imigracji. Harper zapowiedział też, że jego rząd będzie składał się wyłącznie z osób, które weszły do parlamentu. Zgodnie z wynikami przedwyborczych sondaży, drugie miejsce w wyborach, ze 102 deputowanymi (30,62 proc. poparcia) zajęła socjaldemokratyczna Nowa Partia Demokratyczna (NDP), o której ze względu na kolor używany w logo ugrupowania mówi się jako o "pomarańczowej fali". NDP zastąpi partię liberalną na miejscu oficjalnej opozycji. Dotkliwą porażkę w wyborach poniosła właśnie Partia Liberalna Kanady (LPC), która wprowadziła do parlamentu zaledwie 34 deputowanych (18,91 proc. głosów). Jej lider Michael Ignatieff, przegrał w swoim okręgu i zapowiedział, że ustąpi ze stanowiska szefa partii. Drugim wielkim przegranym jest Blok Quebecki, separatystyczna partia działająca we frankofońskim Quebecu. Blok ma obecnie zaledwie czterech deputowanych (6,05 proc. głosów). Jego wyborców w dużej części przejęła NDP, a lider Gilles Duceppe ustąpił ze stanowiska. W parlamencie pojawiło się także piąte ugrupowanie, Zielona Partia Kanady. Zieloni mają zaledwie jedną deputowaną (3,91 proc. głosów), szefową partii Elizabeth May, jednak uważają to za sukces, ponieważ po raz pierwszy ich kandydat wygrał w wyborach w swoim okręgu; w wyborach do izby niższej okręgi są jednomandatowe. Według wstępnych danych, frekwencja w wyborach wyniosła 61,4 proc. W poprzednich wyborach w 2008 roku była nieco niższa i wyniosła 59,1 proc. Kolejną ciekawostką wyborów jest rosnący udział kobiet w parlamencie. Jak podała organizacja "Equal Voice", promująca udział kobiet w kanadyjskiej polityce, w izbie niższej znalazło się 76 pań deputowanych, co oznacza, że przybyło osiem parlamentarzystek w porównaniu z dniem rozwiązania parlamentu w marcu. To rekord w historii Kanady. Najwięcej parlamentarzystek wprowadziła NDP - 40, a zwycięscy konserwatyści - tylko 28.