14 października na lotnisku w Vancouver zmarł 40-letni Polak Robert Dziekański, wobec którego policjanci użyli wcześniej tasera. Po ujawnieniu filmu z tej interwencji sprawa śmierci Polaka trafiła na czołówki kanadyjskich mediów. W czwartek rano w więzieniu w Nowej Szkocji po porażeniu paralizatorem zmarł 45-letni mężczyzna. Śledztwo mające ustalić dokładne okoliczności śmierci będzie prowadzić policja federalna. Tego samego dnia minister sprawiedliwości Nowej Szkocji, Cecil Clarke, podał w komunikacie, że zarządził natychmiastową kontrolę procedur związanych z użyciem paralizatorów. Nie oznacza to jednak moratorium na stosowanie tego środka - zastrzegły lokalne media. Wiceszef policji w Halifaksie, stolicy prowincji Nowa Szkocja, Tom Burbridge ocenił, że "jest zbyt wcześnie, by stwierdzić, że taser przyczynił się do śmierci" tego ostatniego mężczyzny. Poinformował, że od chwili użycia paralizatora do zgonu upłynęło ok. 30 godzin. Dodał, że mężczyzna usiłował zbiec z ośrodka. Robert Dziekański zmarł na lotnisku po przybyciu do Vancouver, gdy policjanci uznali jego zachowanie za agresywne i użyli wobec niego paralizatora. Niedawno ujawniono nagranie wideo, które wskazuje, że mężczyzna nie stawiał oporu i działania policji mogły być nieuzasadnione. W poniedziałek władze kanadyjskiej prowincji Kolumbia Brytyjska zapowiedziały publiczne dochodzenie w sprawie śmierci Dziekańskiego i użycia paralizatora przez policję. Publiczne dochodzenie to takie, w którym dowody i zeznania są jawne. W sprawie tragicznego zajścia na lotnisku swoje własne śledztwa prowadzą służba medycyny sądowej oraz komisja ds. skarg przeciwko policji federalnej. Według Amnesty International, w Kanadzie w następstwie incydentów, w których użyto paralizatora, zmarło już 18 osób.