W środę po południu Wilson-Raybould wygłosiła oświadczenie przed parlamentarną komisją sprawiedliwości i odpowiadała na pytania parlamentarzystów. Media transmitowały prawie czterogodzinne posiedzenie. Liberałowie Justina Trudeau - jak podkreślali komentatorzy publicznej telewizji CBC - "muszą znaleźć sposób, żeby wyjść z tej sytuacji". Dwa tygodnie temu Wilson-Raybould, minister ds. weteranów - a do styczniowych zmian w rządzie minister sprawiedliwości i prokurator generalna - podała się do dymisji. Kilka dni przed dymisją dziennik “The Globe and Mail" napisał, że kancelaria premiera naciskała na Wilson-Raybould w sprawie dochodzenia nt. firmy SNC-Lavalin. Prawo nie zabrania rozmów i konsultacji, ale zakazuje wywierania presji. Dziennik "Globe and Mail" napisał w środę w komentarzu, że "ten rząd powinien upaść". Miało chodzić o to, by przeciwko tej inżyniersko-budowlanej firmie z siedzibą w Quebec nie wszczynano postępowania karnego w sprawie podejrzeń o łapówki, a zamiast tego zawarto ugodę (tzw. deferred prosecution agreement - DPA). Według kanadyjskiego prawa SNC-Lavalin mogłaby zostać ukarana grzywną, ale nie zostałaby odsunięta na 10 lat od publicznych przetargów. SNC-Lavalin na całym świecie zatrudnia ponad 50 tys. pracowników, w Kanadzie daje pracę prawie 9 tys. z nich. Dochodzenie w sprawie nacisków prowadzi już parlamentarny komisarz ds. etyki. Wilson-Raybould potwierdziła, że między wrześniem a grudniem ub.r. wywierano na nią "intensywne polityczne naciski" by jako prokurator generalna zmieniła decyzje prokuratorskie o odrzuceniu zawarcia ugody. Powiedziała, że została uprzedzona przez premiera Justina Trudeau o negatywnych konsekwencjach dla miejsc pracy w Quebecu w przypadku wszczęcia postępowania karnego. W sumie kontaktowało się z nią, jak wyliczyła w oświadczeniu, jedenaście osób z gabinetu premiera i z gabinetu ministra finansów. Stosowano też "zawoalowane groźby". Jak relacjonowała, w pewnym momencie zapytała bezpośrednio Trudeau, czy "wywiera polityczny wpływ" na jej decyzje jako prokuratora generalnego, podkreślając, że "mocno doradza, by takiego wpływu nie było". W odpowiedzi usłyszała, że "nie, musimy znaleźć rozwiązanie". Członkowie komisji z partii opozycyjnych chwalili odpowiedzialność i prawość Wilson-Raybould. Na wiele z ich pytań nie mogła jednak odpowiedzieć m.in. z tego względu, że sprawa SNC-Lavalin jest w toku. Liberalni członkowie komisji pytali dlaczego była minister nie podała się do dymisji wcześniej. Wilson-Raybould powtarzała, że przyjęła za dobrą monetę deklaracje premiera. Zasugerowała też, że parlament powinien rozważyć rozdzielenie funkcji ministra sprawiedliwości od prokuratora generalnego. Od publikacji "The Globe and Mail" Trudeau powtarzał, że rząd postępował zgodnie ze standardami. W środę wieczorem potwierdził, że jako premier rozmawiał o miejscach pracy - i do kwestii miejsc pracy odwoływał się wielokrotnie - ale podtrzymał, że zarówno on jak i jego urzędnicy działali właściwie. "Zatem całkowicie nie zgadzam się z wersją wydarzeń byłej prokurator generalnej" - dodał. Powiedział jednak, że nie słuchał "całości" wyjaśnień Wilson-Raybould. Lider konserwatystów Andrew Scheer wezwał Trudeau do złożenia urzędu, a policję federalną do wszczęcia dochodzenia. Lider Nowej Partii Demokratycznej (NDP) Jagmeet Singh powiedział, że premier powinien ustąpić, ale najważniejszą kwestią jest wyjaśnienie całej sprawy. Wilson-Raybould mogła odpowiadać na pytania, ponieważ rząd uchylił zarówno tajemnicę adwokacką, która wiąże także ministrów sprawiedliwości w Kanadzie, ponieważ ich "klientem" jest państwo, jak i tajemnicę służbową. Decyzja dotyczy okresu od września ub.r. do zmian w rządzie w styczniu br. W sprawie Wilson-Raybould jest jeszcze istotny wątek indiański. Była minister jest Indianką i od chwili wejścia do rządu w 2015 r. była jedną z twarzy zmian w relacjach z rdzennymi mieszkańcami Kanady. Ona sama przypomniała w środę, że "na historię relacji między Koroną a rdzennymi mieszkańcami składa się też historia braku poszanowania dla rządów prawa". Kiedy została ministrem sprawiedliwości, zobowiązała się więc do dbania o rządy prawa. Podkreśliła, że jednocześnie "jest tym, kto mówi prawdę, w zgodzie z prawami i tradycjami naszego Długiego Domu". Od chwili dymisji poparcie dla niej wyrażają organizacje Indian, których polityczna siła rośnie. W październiku br. odbędą się w Kanadzie wybory do parlamentu federalnego. z Toronto Anna Lach