W czwartek zarząd PO podjął decyzję, że były polityk PiS i PJN, europoseł Michał Kamiński będzie "jedynką" lubelskiej listy PO w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Kamiński, pytany czy dostał propozycję bezpośrednio od premiera Donalda Tuska, odparł, że otrzymał ją od "ważnych polityków Platformy Obywatelskiej". Dodał, że "miejsc w europarlamencie z "jedynek" nie rozdają sekretarze kół". - Ale nie mam upoważnienia do tego, by mówić, jak wyglądały te rozmowy ani nie chcę zaczynać mojej współpracy na tym poziomie od jakichś aktów niedyskrecji - tłumaczył Kamiński. Na pytanie, czy zamierza w przyszłości sformalizować swą współpracę z PO, wejść do partii, odparł: - Nie myślałem jeszcze o tym, dziś jest moment kampanii wyborczej, nie rozmawiałem o tym z nikim z PO, ale myślę, że to jest dość duże sformalizowanie relacji, jeśli jest się kandydatem jakiejś partii wyborach. Podkreślił, że dostał propozycję startu z list PO "w bardzo konkretnym politycznym kontekście zupełnie nowej sytuacji geopolitycznej Polski, w której wydaje się rzeczą bardzo ważną, by Polską rządziła formacja polityczna odpowiedzialna i stabilna". - Dziś nasz kraj potrzebuje niezwykle ostrożnej, ale zdecydowanej polityki zagranicznej, obronnej w tej zmieniającej się niestety na gorsze sytuacji zewnętrznej - mówił Kamiński, precyzując, że odnosi się do kryzysu ukraińskiego. - Przyjaciele zasugerowali mi, że doświadczenie, które mam, (...) ta kombinacja mojego zaangażowania na Wschodzie i jednocześnie na Zachodzie jest czymś, co w tej drużynie będzie potrzebne - powiedział. Przypomniał w tym kontekście, że po raz drugi zasiada obecnie w europarlamencie i angażuje się w sprawy Ukrainy. - Czego dowodem są choćby wysokie odznaczenia ukraińskie, które mam - dodał. Jak mówił, innym aspektem jego startu było to, "że potrzebne jest jego wsparcie, ręce na pokładzie, by Polska była rządzona przez siły stabilne".