Były kamerdyner papieża Paolo Gabriele, przebywający obecnie w areszcie domowym w swoim mieszkaniu w Watykanie czeka na zakończenie śledztwa, które albo uwolni go od zarzutów, albo doprowadzi do postawienia przed sądem. 21 lipca Gabrielego wypuszczono z celi watykańskiej żandarmerii, w której spędził 53 dni - przypomina AFP. - Spodziewamy się decyzji o rozpoczęciu procesu - powiedział mecenas Fusco, jeden z kilku adwokatów Gabrielego. W piątek rzecznik Watykanu ksiądz Federico Lombardi ogłosił, że dochodzenie w sprawie kamerdynera zakończy się 6 lub 7 sierpnia. Na tym etapie postępowania - czyli oczekiwania na postanowienie sądu - nie należy spodziewać się "interwencji" papieża, jaką byłoby na przykład ułaskawienie niewiernego współpracownika - uważają waytkaniści. Skandal w Watykanie Skandal związany z ujawnieniem masowego wycieku poufnych listów i dokumentów z apartamentu Benedykta XVI oraz zaszyfrowanych not watykańskich dyplomatów z Sekretariatu Stanu Stolicy Apostolskiej nazwano "Vatileaks". Przypuszcza się powszechnie, że Gabriele nie działał sam, jednak jak dotąd jest on wciąż jedynym oficjalnym podejrzanym - pisze francuska agencja. Kamerdyner przyznał się do kradzieży, a nawet tłumaczył to chęcią udzielenia pomocy papieżowi w imię "miłości do Kościoła". Skandal, który jest absolutnie bez precedensu - wyjaśnia AFP - sprawia, że we włoskich mediach pojawiają się różne hipotezy i teorie, według których w aferę mieliby być zamieszani kardynałowie. Watykan nie zareagował na te domniemania prasy. Jeżeli śledztwo skończy się procesem, Gabrielemu grozi od roku do sześciu lat więzienia. W każdej jednak chwili papież może podjąć decyzję o ułaskawieniu swego byłego kamerdynera.