Minister poinformował także, że rannych zostało 640 osób. - Większość z nich ma rany od kamieni. Nikt nie ucierpiał na skutek postrzału - zapewnił Ahmed Hosni Farid. Tymczasem arabska telewizja Al-Dżazira podała w środę późnym wieczorem, powołując się na źródła medyczne, że w środowych starciach w centrum Kairu rannych zostało co najmniej 1500 ludzi. Późnym wieczorem na placu Tahrir było względnie spokojnie. Przeciwnicy i zwolennicy prezydenta Mubaraka, którzy w ciągu dnia toczyli z sobą zacięte walki, głównie na pięści i kamienie, schronili się na noc za wzniesionymi prowizorycznie barykadami. Między nimi płoną opony i wraki samochodów. Wojsko nadal zajmuje pozycje wokół placu, gdzie sytuacja "względnie się uspokoiła" - powiedziały agencji EFE źródła w służbach bezpieczeństwa. Ze swej strony członek organizacji "Ruch 6 kwietnia" Ahmed Rezak poinformował EFE przez telefon, że "panuje spokój, chociaż jeszcze dochodzi do pomniejszych starć". - Sytuacja na placu Tahrir jest pod naszą kontrolą. Wichrzyciele odeszli - powiedział. Jak dodał, zwolennicy prezydenta usiłowali wzniecić pożar w Muzeum Egipskim, a także "podpalić czołg koktajlami Mołotowa, ale manifestanci ich odparli i opanowali pożar". Zwolennicy Mubaraka chcieli sprowokować protestujących? Po południu setki zwolenników rządzącego od 30 lat Mubaraka pojawiły się na placu Tahrir w centrum stolicy, gdzie tysiące przeciwników prezydenta dziewiąty dzień z rzędu domagają się jego odejścia. Według świadków, sympatycy Mubaraka z kijami i batami wjechali na koniach i wielbłądach między protestujących na placu. W wyniku gwałtownych starć setki osób odniosły obrażenia.Zwolennicy szefa państwa m.in. zrzucali kamienne bloki z dachów budynków wokół placu. Dziennikarz i fotoreporter AFP wiedzieli setki rannych, w tym niektórzy byli przenoszeni przez swoich towarzyszy. Uczestnicy zamieszek używali kijów i rzucali w siebie kamieniami, ale nie doszło do użycia broni palnej. Obecne na miejscu wojsko nie interweniowało, ale na placu pojawili się policjanci po cywilnemu - podała agencja AFP, powołując się na trzy ugrupowania koalicji antyprezydenckiej. Z kolei informator agencji Reutera wyraził opinię, że niektórzy zwolennicy Mubaraka, odpowiedzialni za środowe walki, to w rzeczywistości funkcjonariusze policji w cywilu.- To bandyci z (rządzącej) Partii Narodowo-Demokratycznej. Stałem przy wejściu na plac Tahrir, gdzie tworzyliśmy żywy mur, kiedy grupa rzuciła się na nas, a potem zostałem uderzony kamieniem - powiedział jeden z demonstrantów, który został raniony w głowę. Zobacz relację na żywo telewizji Al-DżaziraEgipska koalicja opozycyjna wezwała do dalszych protestów, mówiąc, że przystąpi do negocjacji z wiceprezydentem Omarem Suleimanem, jeśli Hosni Mubarak ustąpi ze stanowiska. Wczoraj prezydent zapowiedział, że nie zrezygnuje z urzędu aż do wrześniowych wyborów. Obiecał jedynie, że nie wystawi w nich swojej kandydatury. Opozycja żąda m.in. rozwiązania obu izb parlamentu i parlamentów regionalnych oraz powołania grupy roboczej, która opracuje nową konstytucję. Ustąpienie Mubaraka uznano za warunek podjęcia rozmów z wiceprezydentem Omarem Suleimanem."Opozycyjne siły są gotowe negocjować z wiceprezydentem Omarem Suleimanam dopiero po ustąpieniu Mubaraka" - powiedział rzecznik Mustafa Naggar, odczytując oświadczenie koalicji. "Wzywamy ludzi do kontynuowania protestu na placu Tahrir i prosimy wszystkich, by wzięli udział w piątkowym proteście i pomaszerowali ze wszystkich gubernatorstw Egiptu na plac Tahrir w Kairze, przed Zgromadzenie Ludowe i budynek telewizji" - apeluje opozycja. W skład koalicji opozycyjnej wchodzą Narodowe Stowarzyszenie na rzecz Zmiany z Mohamedem El Baradei na czele, Bractwo Muzułmańskie i inne ugrupowania. "Pomóżcie przywrócić kraj do normalności" Rzecznik egipskiej armii wezwał demonstrantów, by zakończyli protesty, ponieważ ich żądania zostały usłyszane i nadszedł czas, by pomogli przywrócić kraj do normalności. Oświadczenie rzecznika zostało odczytane w państwowej telewizji. "Wyszliście na ulicę, żeby wyrazić swoje żądania, i to wy jesteście tymi, którzy mogą przywrócić w Egipcie normalne życie - powiedział rzecznik Ismail Etman. - Wasz komunikat dotarł, wasze żądania stały się znane". Wcześniej, w czasie antyprezydenckich protestów, armia wydała oświadczenie, zapewniając, że nie użyje przemocy wobec protestujących i że rozumie "uprawnione żądania" ludu. Natychmiast po oświadczeniu rzecznika telewizja na pasku informacyjnym przekazała następujący komunikat: "Siły zbrojne wzywają protestujących, by rozeszli się do domów w imię przywrócenia stabilności". Nieco później telewizja egipska poinformowała, że władze skróciły od środy czas obowiązywania w Kairze i innych wielkich egipskich miastach godziny policyjnej. Bez zakłóceń zaczął także działać internet. El Baradei zarzuca władzom "taktykę zastraszania" Laureat pokojowego Nobla Mohamed ElBaradei obawia się, że w jego kraju może dojść do rozlewu krwi i oskarża rząd prezydenta Hosniego Mubaraka o stosowanie "taktyki zastraszania". Były szef Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej powiedział rozgłośni BBC: "Jestem wyjątkowo zaniepokojony (...) to jeszcze jeden symptom wskazujący, że przestępczy reżim dokonuje aktów przestępczych". "Obawiam się, że przekształci się to w rozlew krwi" - dodał El Baradei, nazywając zwolenników prezydenta Mubaraka "bandą zbirów". Jednocześnie przywódca egipskiej opozycji Mohamed ElBaradei wezwał wojsko do interwencji w celu obrony Egipcjan - podała telewizja Al-Dżazira. "Proszę armię o interwencję w celu ochrony życia Egipcjan" - powiedział ElBaradei, podkreślając, że interwencja powinna nastąpić "dzisiaj" i że armia nie powinna pozostawać neutralna. Wyraził nadzieję, że prezydent Hosni Mubarak jeszcze przed piątkiem odejdzie z urzędu. Na ten dzień zaplanowane są kolejne wielkie protesty antyprezydenckie pod hasłem "Piątek odejścia". MSZ odrzuca wezwania do przekazania władzy MSZ Egiptu odrzuciło wezwania USA i państw europejskich do rozpoczęcia od zaraz procesu przekazywania władzy w kraju. W oświadczeniu egipskiego resortu zarzucono "czynnikom zagranicznym" dążenie do zaostrzania sytuacji wewnętrznej w Egipcie. Prezydent Barack Obama powiedział wczoraj wieczorem, że demokratyczna transformacja w Egipcie musi nastąpić niezwłocznie. Komentatorzy w USA uznali, że była to sugestia, aby prezydent Egiptu Hosni Mubarak jak najszybciej podał się do dymisji. "Prezydent Mubarak przyznaje, że status quo nie da się utrzymać i musi dojść do zmiany. Nie jest rolą innego kraju określać kto ma być przywódcą Egiptu; może to zrobić tylko naród egipski. Jasne jest jednak, na co wskazałem dziś prezydentowi Mubarakowi, że transformacja w Egipcie musi być istotna, pokojowa i musi się rozpocząć już teraz" - powiedział Obama. Do szybkiego przekazania władzy w Egipcie wezwał prezydent Francji Nicolas Sarkozy. Również brytyjski premier David Cameron wyraził opinię, że proces politycznych zmian w Egipcie musi się zacząć już teraz. Rzecznik egipskiego MSZ oświadczył w środę, że jego resort odrzuca takie wezwania, z którymi "wystąpiły USA i kilka stolic europejskich".