Wiadomość o decyzji Urubki została przekazana na Facebooku przez szefa wyprawy Krzysztofa Wielickiego. Jak przyznał, Urubko postanowił zaatakować szczyt bez konsultacji z kierownictwem. Nocuje powyżej obozu pierwszego, nie wziął radiotelefonu Urubko wyszedł z bazy w sobotę rano, zaraz po śniadaniu. "Doszedł do obozu pierwszego i poszedł dalej. Jest już późny wieczór i będzie musiał zanocować. Z prognoz wynika, że wiatr się będzie wzmagał i atak szczytowy z marszu jest mało prawdopodobny" - powiedział w sobotę w rozmowie z TVN24 szef komitetu organizacyjnego wyprawy Janusz Majer. Jak informuje portal wspinanie.pl, Urubko biwakuje najprawdopodobniej w miejscu depozytu powyżej obozu pierwszego. "Przy spotkaniu w obozie pierwszym z zespołem Maciej Bedrejczuk-Marcin Kaczkan, który spędza tam noc, Denis odmówił rozmowy radiowej z Krzysztofem Wielickim oraz wzięcia ze sobą radiotelefonu" - czytamy na portalu. Do obozu trzeciego mają w niedzielę wyruszyć Marek Chmielarski i Artur Małek."Jutro z bazy wychodzi kolejny zespół - Marek Chmielarski oraz Artur Małek - z zamiarem aklimatyzacji w obozie C3 na wys. 7200 m oraz z zadaniem zabezpieczenia próby Denisa" - informuje Polski Himalaizm Zimowy. "Nie wiadomo, jak ta próba się potoczy" Michał Leksiński, rzecznik narodowej zimowej wyprawy na K2, zauważył, że upór Urubki spowodował czas, który himalaista w młodości spędził w Kazachstanie. "Nie wiadomo, jak ta próba się potoczy, natomiast jest to z pewnością związane z podejściem Denisa do zimowego wspinania i do tego, że z Tienszanu, z którego on się wywodzi, tam jednak się mówi, że końcówka lutego to koniec okresu zimowego i wejścia zimowe do tego momentu powinny być zrealizowane. Jest to jakiś przejaw determinacji Denisa w celu zdobycia K2" - podkreślił w rozmowie z RMF FM Leksiński. "Reżyserem będzie wiatr" "Nie jest normalne, że ktoś rozpoczyna wspinaczkę, nie mając na to pozwolenia. To jest złamanie zasad bezpieczeństwa oraz zespołowej współpracy. Taką samowolą Denis zdjął wprawdzie z Krzysztofa Wielickiego odpowiedzialność za niego, co nie zmienia faktu, że - odpukać - gdyby coś złego jego spotkało, to w akcji ratowniczej narazi na duże ryzyko kolegów, którzy nie są jeszcze odpowiednio zaaklimatyzowani" - powiedział w rozmowie z PAP Jerzy Natkański, który był kierownikiem wielu wypraw, w tym także letnich na niezdobyty zimą szczyt K2. Pytany o możliwy scenariusz akcji Urubki, dyrektor Fundacji Wspierania Alpinizmu Polskiego im. Jerzego Kukuczki podkreślił, że faktycznym reżyserem będą warunki, a zwłaszcza wiatr. Prognozy pogody nie są najlepsze. W poniedziałek może już mocno wiać. "Denis musi spać, jeść i pić. Z marszu wejście na szczyt jest fizycznie niemożliwe. W sobotę dotarł na wysokość 6700 m do obozu drugiego, w którym spędzi noc. W niedzielę pójdzie do trzeciego na 7200 i sądzę, że będzie musiał zanocować, a przynajmniej odpocząć i dopiero kontynuować wspinaczkę. Może to robić nocą, jeśli drogę rozjaśni Księżyc" - uważa Natkański. Dodał, że nie wiadomo, ile zabrał ze sobą picia i jedzenia, czy weźmie coś po drodze z obozów, które jeszcze nie do końca są odpowiednio zaopatrzone. Największym problemem może być jednak wiatr. "Prędkość 50-60 km/h na wysokości ponad 7000 m jest granicą ludzkich możliwości. Niebezpieczne są szczególnie mocne podmuchy, które mogą zaskoczyć w każdej chwili. Przy wietrze odczuwalność temperatury jest dużo niższa, co prowadzi do znacznego wychłodzenia organizmu" - wyjaśnił Natkański. "Denis jest trochę zafiksowany" Uczestnik wyprawy Piotr Tomala zwrócił uwagę, że Urubko od dawna głosił, iż dla niego zima kończy się 28 lutego. "Denis jest trochę zafiksowany. Trudno komentować decyzję o podjęciu wspinaczki, gdyż nie znamy jego planu. Dojdzie do obozu trzeciego i co dalej? Nie wiem, naprawdę nie sposób przewidzieć". Potwierdził też, że "Denis z nikim nie rozmawiał na temat wyjścia w górę, dlatego też wszyscy są tym bardzo zaskoczeni". W marcu 2015 r. Urubko, mający w dorobku dwa zimowe wejścia na ośmiotysięczniki, stwierdził, że zima w Himalajach i Karakorum to okres od 1 grudnia do końca lutego. Według niego, takie założenia spełnia jedynie okres zimy meteorologicznej. Pozostali członkowie wyprawy założyli, że na szczycie góry pojawią się przed 20 marca. W sobotę do obozu pierwszego dotarli Maciej Bedrejczuk i Marcin Kaczkan. Tam spędzą noc, a w niedzielę powinni podnieść na właściwe miejsce obóz drugi z 6500 na 6700 m. Tego dnia wspinać się będzie kolejna para, Marek Chmielarski i Artur Małek, aby aklimatyzować się w obozie trzecim na wysokości 7200 m. Ponadto ruszy też zespół HAP'sów - pakistańskich wspinaczy z zadaniem wyniesienia tlenu do obozu drugiego. "Źle się stało" Decyzję Urubki skomentował w rozmowie z RMF FM Rafał Fronia, który z powodu kontuzji zmuszony był zrezygnować z ataku na szczyt K2 i wrócił już do kraju. "Czy to jest dobra decyzja? Ja nie mogę na to pytanie odpowiedzieć z prostej przyczyny - jeśli skończy się to wszystko dobrze i zostanie zdobyty szczyt, no to jest to dobra decyzja. Jeśli zaczną się komplikacje - to jest decyzja zła. O to trzeba zapytać Denisa. Poczekajmy te kilka dni, jak on z tej góry zejdzie. Ja uważam, że stało się źle" - powiedział himalaista. Jak dodał, "nie spotkał w swoim życiu himalajskim człowieka, który wspina się tak dobrze, tak szybko i jest tak zmotywowany i zdeterminowany jak Denis Urubko". "Życzę mu jak najlepiej. Liczę na to, że jego doświadczenie pomoże mu w tej trudnej, ale dosyć spontanicznej decyzji" - podkreślił Fronia. Wypadki podczas wyprawy na K2 Z początkiem lutego z powodów rodzinnych do kraju musiał wrócić Jarosław Botor, a dwa tygodnie po nim Rafał Fronia, u którego doszło do pęknięcia przedramienia w wyniku uderzenia samoistnie spadającym kamieniem w trakcie podchodzenia do obozu pierwszego na 5900 m drogą Basków. Nieco wcześniej, w podobny sposób, urazu twarzy doznał podczas wspinaczki do "jedynki" Bielecki, który po kilkudniowej przerwie powrócił do działalności górskiej. Po tych wypadkach Wielicki podjął decyzję o przeniesieniu działalności górskiej na klasyczną drogę pierwszych zdobywców przez tzw. Żebro Abruzzi. Akcja ratunkowa na Nanga Parbat Pod koniec stycznia Urubko uczestniczył wspólnie z Bieleckim, Tomalą i Botorem w akcji ratunkowej na Nanga Parbat (8126 m). Udało im się ocalić francuską alpinistkę Elisabeth Revol, natomiast jej partner wspinaczkowy Tomasz Mackiewicz pozostał na wysokości ok. 7200 m. Czytaj również: <a href="https://wydarzenia.interia.pl/swiat/news-elisabeth-revol-opowiedziala-o-wydarzeniach-na-nanga-parbat,nId,2516676" target="_blank">Elisabeth Revol opowiedziała o wydarzeniach na Nanga Parbat</a> Ostatni niezdobyty zimą ośmiotysięcznik Wyprawa na drugi pod względem wysokości szczyt Ziemi (8611 m) jest jednym z najważniejszych przedsięwzięć wysokogórskich w historii. Zimowe wejścia na ośmiotysięczniki stanowią największe, sportowe wyzwania współczesnego himalaizmu. Z końcem grudnia pod wodzą Wielickiego do Karakorum wyruszyli: Maciej Bedrejczuk, Adam Bielecki, Jarosław Botor (ratownik medyczny), Marek Chmielarski, Rafał Fronia, Janusz Gołąb, Marcin Kaczkan, Artur Małek, Piotr Snopczyński (kierownik bazy), Piotr Tomala, Dariusz Załuski (filmowiec) i Denis Urubko. Na miejscu dołączyło do nich czterech bardzo dobrych - jak ocenił Wielicki - pakistańskich wspinaczy. K2 było atakowane zimą w ogóle tylko trzykrotnie. Na przełomie 1987 i 1988 r. próbę podjęła międzynarodowa grupa pod kierunkiem Andrzeja Zawady, w 2003 r. ekipą dowodził Wielicki, a w 2012 r. wspinali się Rosjanie. Żadna z tych ekspedycji nie przekroczyła jednak progu 7650 m.