W ubiegły piątek sąd ten wydał orzeczenie, którym unieważnił czwartkowy dekret Juszczenki o rozwiązaniu parlamentu i wcześniejszych wyborach. Obóz prezydencki oświadczył wówczas, że sąd działał na zamówienie polityczne Bloku premier Julii Tymoszenko (BJuT). Szefowa rządu od kilku dni powtarza, że przedterminowych wyborów nie będzie. W sobotę, gdy na Ukrainie miała wystartować kampania wyborcza, Centralna Komisja Wyborcza ogłosiła, że wstrzymuje przygotowania do wyborów. Choć kancelaria Juszczenki odpowiedziała, że prawo do anulowania dekretu szefa państwa ma wyłącznie Sąd Konstytucyjny, zaskarżyła decyzję sądu administracyjnego w sądzie apelacyjnym. Sędziowie przystąpili do tej sprawy w poniedziałek po południu, jednak ze względu na wybiegi stosowane przez obecnych w sądzie deputowanych BJuT jej rozpatrywanie przesunięto na wtorek. W poniedziałek doszło także do sporu o finansowanie wyborów. Nie ma na nie pieniędzy, gdyż deputowani Tymoszenko, blokując w ubiegłym tygodniu obrady parlamentu, nie dopuścili do uchwalenia odpowiednich zmian w budżecie. Juszczenko zaangażował więc podległą mu Radę Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony. Ta postanowiła, że rząd ma sfinansować wybory z rezerwy budżetowej, a prezydent potwierdził tę uchwałę specjalnym dekretem. Tymoszenko po raz kolejny go zignorowała. Ukraińscy komentatorzy utrzymują, że Juszczenko rozwiązał parlament, chcąc usunąć Tymoszenko ze stanowiska premiera. Pani premier pragnie ze swej strony utrzymać władzę i dlatego na wybory się nie godzi. Zdaniem znawców ukraińskiej sceny politycznej obecne wydarzenia są początkiem kampanii przed wyborami prezydenckimi za półtora roku. Juszczenko uważa, że Tymoszenko będzie wówczas jego główną rywalką.