Kosztunica zaapelował, by zachować spokój i nie niszczyć gmachów publicznych, bo "od tej chwili to wszystko jest nasze". Przedstawił też nazwiska ewentualnych kandydatów na premiera. Jego zdaniem, szefem rządu powinien być polityk z Czarnogóry - drugiej po Serbii republiki, która wchodzi w skład federacji jugosłowiańskiej. Opozycja jugosłowiańska, która wczoraj opanowała główne punkty w Belgradzie, ogłosiła dzisiaj powołanie "komitetu kryzysowego dla Jugosławii". Ma on tymczasowo sprawować władzę. Jeden z rozmówców Reutersa poinformował, że komitet ma na siebie wziąć zadania związane z rządzeniem krajem i zachowaniem porządku. Dzisiaj nad ranem w Belgradzie odbyło się spotkanie dowództwa jugosłowiańskiej armii. Jak podała już wczoraj agencja Tanjung, armia oświadczyła, że podejmie działania jedynie w razie, gdyby powstało zagrożenie dla niej i jej ludzi. Według agencji spotkanie trwało kilka godzin. Wzięli w nim udział członkowie sztabu generalnego sił zbrojnych Jugosławii. Wojskowi dyskutowali o rozwoju wypadków w Serbii i groźbie marszu na stolicę oddziałów wiernych Slobodanowi Miloszeviciovi. Nie wiadomo, czy w spotkaniu uczestniczył najbliższy współpracownik Miloszevicia - naczelny dowódca sił zbrojnych generał Nebojsza Pavković. Do tej pory nigdzie w Jugosławii nie zanotowano ruchów wojsk. Na ulicach Belgradu wiwatował w nocy półmilionowy tłum zwolenników opozycji. Wśród bawiących się ludzi widać było też umundurowanych żołnierzy i policjantów. Nastroje rewolucyjne zastąpione zostały przez powszechną euforię. Z głośników nadawana była głośna muzyka, a ludzie tańczyli i śpiewali. Padały głosy - "To najpiękniejszy dzień w moim życiu". Jednak opozycyjni liderzy przestrzegają przed zbyt wczesną radością. Momcilo Perisić, dawny szef sztabu armii, a obecnie jeden z przywódców opozycji ostrzegł, że Slobodan Miloszević może "skrzyknąć" wierne sobie oddziały i próbować przejąć władzę siłą. Podobnie uważa lider Demokratycznej Serbskiej Opozycji Zoran Dzindzić twierdząc, że nad ranem Miloszević spróbuje ruszyć na Belgrad, by odzyskać władzę. Podobne ostrzeżenia napływają też ze Stanów Zjednoczonych. Rzecznik amerykańskiej Narodowej Rady Bezpieczeństwa - P.J. Crowley powiedział: "Mamy nadzieję, że Miloszević realnie oceni sytuację i ustąpi bez przelewu krwi". Jednak z wcześniejszych oświadczeń przedstawicieli Białego Domu wynika, że Stany Zjednoczone nie zamierzają wysyłać swoich oddziałów do Serbii. Brat dotychczasowego prezydenta Jugosławii Borislav Miloszević, który jest ambasadorem tego kraju w Moskwie, powiedział dzisiaj, że Slobodan Miloszević nadal przebywa w Belgradzie. Wcześniej informowano, że nie wiadomo, gdzie przebywa Miloszević po wczorajszym szturmie popierających opozycję tłumów na parlament federalny i siedziby państwowych mediów w Belgradzie oraz ogłoszeniu przez Vojislava Kosztunicę, że obejmuje rząd prezydencki. Przypuszczano, że najprawdopodobniej Miloszević uciekł z Belgradu. Zoran Djindjić, jeden z liderów serbskiej opozycji twierdził, że Miloszević, wraz ze swymi najbliższymi współpracownikami, przebywa w mieście Bor, na wschodzie Serbii, w pobliżu jej granicy z Rumunią i Bułgarią. Po nocnym posiedzeniu nowopowstałej rady miasta wybrany został burmistrz stolicy. Milan Protić zadeklarował, że nowe władze nie będą szukać zemsty na przeciwnikach politycznych. Do Belgradu ze wszech stron napływają wyrazy poparcia i sympatii. Najbardziej zdecydowanie wypowiadał się wczoraj Tony Blair. Prezydent Francji Jacques Chirac nazwał wydarzenia w Belgradzie kolejnym triumfem demokracji. A kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder zaapelował do wojska i policji, aby stanęły po stronie narodu, a nie reżimu.