- Nie będzie dziś konferencji prasowej; powiedziano nam dwie godziny temu, że możemy już iść do domu. Dziś wieczorem wydano przyjęcie w pałacu Federacji, żeby uhonorować obserwatorów monitorujących wybory, i członkowie komisji będą na nim obecni - powiedział jeden z pracowników tych służb, pragnący zachować anonimowość. Wcześniej podano, że pod koniec dnia odbędzie się konferencja prasowa państwowej komisji wyborczej. W 24 godziny po zakończeniu wyborów państwowa komisja wyborcza nie podała żadnych danych, nawet frekwencji wyborczej. Pomimo braku oficjalnych informacji, zarówno zwolennicy prezydenta Miloszevicia, jak i opozycyjnego kandydata Vojislava Kosztunicy oświadczyli, że to ich kandydat zwyciężył w wyborach prezydenckich. Według najbardziej wiarygodnego ośrodka, Centrum na Rzecz Wolnych Wyborów, opozycyjny kandydat na prezydenta, Vojislav Kosztunica, wyraźnie prowadzi i ma szanse na zwycięstwo już w pierwszej turze głosowania. Potwierdzają się przypuszczenia, że wybory były pewnego rodzaju referendum, dotyczącym przyszłości obecnego prezydenta Slobodana Miloszevicia. Ewentualna porażka może dla niego oznaczać kłopoty. Niewykluczone, że po odsunięciu od władzy, zostanie postawiony przed haskim Trybunałem do Spraw Zbrodni w Byłej Jugosławii. Z informacji podanych przez agencję Beta wynika, że w nocy sztab Miloszevicia zebrał się, aby dyskutować na temat zaistniałej sytuacji. Opozycja twierdzi, że władze będą chciały sfałszować wyniki wyborów, jednak przy tak dużej frekwencji (ponad 70 proc.) może to być bardzo trudne. Zagraniczni obserwatorzy uważają, że aby doprowadzić do drugiej tury, reżim Miloszevicia musiałby sfałszować znaczną liczbę głosów. Pierwszym politycznym efektem wczorajszych wyborów jest dymisja jugosłowiańskiego premiera Mumira Bulatovicia. Zdaniem czarnogórskiej agencji Montena-fax zrezygnował on po tym, jak Miloszević zażądał od niego "zebrania z pomocą hierarchii wojskowej dodatkowych 100 tys. głosów". Zgodnie z jugosłowiańską ordynacją wyborczą, oficjalne wyniki wyborów miały być być znane po południu. Wg szacunkowych danych partii rządzących, po podliczeniu 10 procent głosów, ich kandydat na prezydenta Slobodan Miloszević zdobył 44 procent, a jego główny rywal, kandydat opozycji Vojislav Kosztunica - 41 procent głosów. Serbska opozycja utrzymuje, powołując się na dane po obliczeniu 50 proc. głosów, że na Kosztunicę głosowało 54 proc. elektoratu, a na Miloszevicia - 34 proc. Posłuchaj relacji specjalnego wysłannika RMF FM do Belgradu, Roberta Kalinowskiego: Wczoraj w Jugosławii poza wyborami prezydenckimi odbywały się wybory parlamentarne. Rzecznik Jugosłowiańskiej Lewicy (JUL), wchodzącej w skład rządzącej w Jugosławii koalicji Slobodana Miloszevicia, powiedział, że koalicja wygrała wczorajsze wybory. Zapytany o komentarz, rzecznik JUL Ivan Marković oświadczył: - Cóż mogę powiedzieć. Wygraliśmy -. Tematu nie kontynuował. Poproszony o odpowiedź, dlaczego partia do tej pory formalnie nie ogłosiła zwycięstwa, powiedział, że wszystko musi być zrobione we właściwej kolejności. Demokratyczna Opozycja Serbii (DOS) ogłosiła dzisiaj po południu swe zwycięstwo we wczorajszych wyborach parlamentarnych. Według przedstawiciela DOS Czedomira Jovanovicia - sojusz opozycyjny po podliczeniu głosów w zdecydowanej większości okręgów uzyskał w Radzie Obywatelskiej - niższej izbie parlamentu - od 54 do 56 miejsc, a postkomunistyczna koalicja Socjalistycznej Partii Serbii i Lewicy Jugosłowiańskiej - 45-46 miejsc. Pięć mandatów przypaść miało - według opozycji - ultranacjonalistycznym radykałom, a jeden - centroprawicowemu Serbskiemu Ruchowi Odnowy (SPO) Vuka Draszkovicia. W izbie wyższej - Radzie Republik, także triumfowała DOS, zdobywając - jak na razie - 10 mandatów wobec 7 zdobytych przez postkomunistów. Gdyby rzeczywiście opozycja przejęła kontrolę nad parlamentem, oznaczałoby to - przy parlamentarno-gabinetowym systemie władzy, jaki obowiązuje w Jugosławii - pozbawienie postkomunistów rządów.