Prezydent Iranu Mohammad Chatami zarzucił amerykańskiej administracji i rządzącym Afganistanem talibom, że stanowią dwie strony tej samej monety. Jedna strona twierdzi, że kto nie jest z Ameryką, jest terrorystą, zaś druga - że kto nie akceptuje jej zachowania, jest wrogiem islamu i zwolennikiem Ameryki. Istnieje obawa, że protesty wybuchną też w Jordanii. Może się to wydarzyć po dzisiejszych modłach w meczetach. W stolicy kraju Ammanie widać zaostrzone środki bezpieczeństwa. W pobliżu meczetów stoją samochody wojskowe i policyjne, a na ulicach pojawiło się więcej patroli służb bezpieczeństwa. Sytuację w Jordanii obserwuje specjalny wysłannik sieci RMF FM, Robert Gusta: Niemal wszystkie demonstracje w Jordanii organizowane są przez Front Islamskiej Akcji, opozycyjne ugrupowanie muzułmańskich fundamentalistów. Choć władze twierdzą, że radykałowie to zaledwie ułamek procenta w jordańskim społeczeństwie, to jednak hasła przez nich głoszone bardzo łatwo trafiają do mieszkańców królestwa. 99 procent Jordańczyków to muzułmanie, ponad połowa z nich ma swoje korzenie w Palestynie bądź w Iraku. W Jordanii jest kilka obozów dla uchodźców palestyńskich. Mówi się o nich, że jest to bomba z opóźnionym zapłonem. Ludzie żyją tam w nędzy. W tym, który odwiedził specjalny wysłannik RMF, przebywa ok.150 tys. osób. Wszyscy, z którymi rozmawiał Robert Gusta, potępiają amerykańskie ataki na Afganistan. W Jordanii odżywają też lęki przed napływem nowych uchodźców - zarówno palestyńskich, jak i irackich. Eksperci twierdzą, że dla Jordanii skończyłoby się to gospodarczą zapaścią, rewoltą polityczną i końcem królestwa.