Zdaniem komentatora, po "Szczycie dla demokracji" nie należy się spodziewać konkretnych wyników - chodzi raczej o symbolikę. Dodaje jednak, że pominięcie Węgier ma duże znaczenie, bo rząd USA kieruje w ten sposób "snop światła" na kraj, w którym Orban demontuje demokrację. Veser zaznacza, że do tej decyzji doszło z punktu widzenia węgierskiego premiera w "niedogodnym momencie". W przyszłym roku na Węgrzech odbędą się wybory parlamentarne, w których Orban mimo "skrupulatnych przygotowań" może ponieść porażkę. Wykluczenie ze spotkania na szczycie "jest ciosem" w "biznesowy model", dzięki któremu Orban zdobywał dotychczas punkty u swoich zwolenników - pisze Veser. Premier Węgier dzięki swojemu sprytowi doprowadził do tego, że jego kraj odgrywa większą rolę międzynarodową, niż wynikałoby to z wielkości i potencjału gospodarczego - tłumaczy autor. Orbana nie będzie przy stole. Uszczerbek geopolitycznej wartości Stosując politykę "wykalkulowanej destrukcji" w UE, Orban sporo osiągnął, a ponadto zaoferował Rosji i Chinom reprezentowanie ich interesów. Jego polityka osiągnęła apogeum podczas kadencji Donalda Trumpa. Teraz Orbana nie będzie przy stole, podczas gdy inni przywódcy, których demokratyczna wiarygodność wcale nie jest lepsza, znajdą się w gronie uczestników szczytu. Geopolityczna wartość Orbana dozna tym samym uszczerbku - podsumowuje Veser w komentarzu na łamach "FAZ". W osobnej korespondencji z Brukseli "FAZ" informuje o proteście przedstawiciela Węgier przeciwko decyzji Waszyngtonu. Tibor Stelbacyk - "człowiek Orbana w Brukseli" zarzucił UE "dzielenie Unii" i wyraził ubolewanie z powodu braku poparcia ze strony partnerów. "Inni ambasadorzy nie zabrali głosu" - czytamy w "FAZ". W ramach rewanżu, Węgry zapowiedziały, że zablokują wspólne stanowisko UE, co oznacza, że Unia nie będzie mogła wydać podczas szczytu wspólnego oświadczenia. Redakcja Polska Deutsche Welle