Dochodzenie specjalnego prokuratora Roberta Hura dotyczyło szeregu poufnych dokumentów, które zostały odnalezione w byłym biurze Joe Bidena w Waszyngtonie oraz w jego rodzinnym domu w Wilmington, gdy był wiceprezydentem. Sprawa tajnych dokumentów w domu Bidena. Śledczy o "problemach z pamięcią" Po odnalezieniu dokumentów Biden powiadomił, że jego zespół "natychmiast przekazał je do Archiwum Narodowego i Departamentu Sprawiedliwości". Władze nie wyjaśniły, co znajdowało się w zatrzymanych przez Bidena dokumentach. W czwartek zakończyło się śledztwo w tej sprawie. Robert Hur uznał, że Joe Biden umyślnie przetrzymywał tajne dokumenty informacje wojskowe oraz dotyczące bezpieczeństwa narodowego. Prezydentowi USA nie zostaną jednak postawione zarzuty. Biden współpracował również w dochodzeniu i zwrócił tajne dokumenty, podkreślił Hur - zwracając uwagę na znaczące różnice między tą sprawą a zarzutami przeciwko byłemu prezydentowi Donaldowi Trumpowi. Biden nie krył zadowolenia z wyników śledztwa. Oświadczył, że "cały czas wierzył w taki obrót sprawy". Przyznał, że dochodzenie, które zaczęło się w styczniu 2023 r. było "wyczerpujące", a śledczy wracali nawet do spraw, które miały miejsce w latach 70-tych XX w., gdy był jeszcze "młodym senatorem". Jednocześnie specjalny prokurator podkreślił w raporcie, że śledztwo dostarcza dowody na problemy z pamięcią obecnego gospodarza Białego Domu. Amerykańskie media zauważają, że z pewnością zostanie to wykorzystane w kampanii prezydenckiej przez sztab Donalda Trumpa. Multimiliarder jest faworytem do uzyskania partyjnej nominacji w prawyborach Partii Republikańskiej. Wybory prezydenckie odbędą się w listopadzie br. Biden grzmi po raporcie. "Jak, do cholery, on śmie?" Do raportu prokuratora prezydent USA odniósł się kilka godzin później. Nie krył swojego niezadowolenia. - Jest nawet wzmianka, że nie pamiętam, kiedy zmarł mój syn. (...) Jak, do cholery, on śmie to podnosić - mówił Biden na konferencji prasowej. Odniósł się do sugestii prokuratora Hura, jakoby zapomniał o dacie śmierci swojego syna. Beau Biden zmarł w 2015 roku. Amerykański przywódca pełnił wówczas funkcję wiceprezydenta. Biden zakwestionował nazwanie go "starszym mężczyzną ze słabą pamięcią". Dla poparcia tego przytoczył nawet konkretne numery stron w raporcie Hura. Kiedy jednak odpowiadał na pytanie dziennikarzy, Biden pomylił prezydentów Meksyku i Egiptu. Prezydent zaprzeczył, jakoby udostępnił autorowi, który pisał książkę na jego zamówienie niejawne informacje, co było głównym zarzutem. Argumentował, że notatka na temat Afganistanu, którą napisał do prezydenta Baracka Obamy, powinna być traktowana jako "prywatna". Joe Biden tłumaczy: Nie wiedziałem dokładnie, co robią moi współpracownicy Winiąc swoich współpracowników za błędy, związane z tajnymi dokumentami, oznajmił: Biorę odpowiedzialność za to, że nie widziałem dokładnie, co robią moi pracownicy. Jednocześnie Biden wyraził zadowolenie z wyników raportu. - Ucieszyłem się, (...) że w tej sprawie nie należy postawić mi żadnych zarzutów. To było wyczerpujące śledztwo - ocenił. Pytany, czy nie powinien ustąpić z urzędu ze względu na wiek, Joe Biden odparł, że jest najbardziej odpowiednią osobą w kraju na prezydenta i powinien dokończyć rozpoczętą pracę. Według "Washington Post" Biały Dom powiadomił reporterów zaledwie 20 minut przed planowanym wystąpieniem prezydenta. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!