Po ogłoszeniu 8 maja decyzji prezydenta USA Donalda Trumpa o wycofaniu jego kraju z porozumienia nuklearnego z Iranem relacje obu państw uległy pogorszeniu. "Niech amerykańscy przywódcy przyjmą tę wiadomość, że jeśli zaatakują <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-iran,gsbi,2646" title="Iran" target="_blank">Iran</a>, może spotkać ich los podobny do losu Saddama Husajna" - brzmiało oświadczenie Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej. Wcześniej w środę minister spraw zagranicznych Iranu Mohammad Dżawad Zarif oświadczył, że uwagi na temat irańskiego programu nuklearnego są nieprawdziwe i oparte na "starych złudzeniach". Dodał, że "amerykańscy urzędnicy są zakładnikami skorumpowanych grup nacisku". Natomiast dowódca irańskiej armii i Gwardii Rewolucyjnej generał Mohammed Bagheri stanowczo zapowiedział, że Teheran nie ugnie się pod presją Waszyngtonu. W poniedziałek Pompeo groził Iranowi "najsilniejszymi sankcjami w historii", jeśli rząd tego kraju nie zmieni polityki. Pompeo wezwał do nowego porozumienia w sprawie irańskiego programu nuklearnego, w miejsce umowy z 2015 roku, z której USA się wycofały. Nowe zapisy odnosiłyby się m.in. do obaw USA związanych z irańskim programem pocisków balistycznych. W ramach porozumienia nuklearnego - podpisanego w 2015 roku przez Iran oraz sześć mocarstw (USA, Wielką Brytanię, Francję, <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-chiny,gsbi,4231" title="Chiny" target="_blank">Chiny</a>, Rosję i Niemcy) - Teheran zgodził się na ograniczenie swojego programu nuklearnego w zamian za stopniowe znoszenie nałożonych nań sankcji. Decyzja Trumpa o wycofaniu USA postawiła umowę pod znakiem zapytania.