Zamachowiec ostrzelał przepełniony autobus linii 25, jadący w kierunku śródmieścia Jerozolimy. Kierowca jednego ze stojących niedaleko samochodów zdołał postrzelić napastnika z pistoletu i wskazać zamachowca żandarmom - ci zabili terrorystę strzałami z broni maszynowej. Policja nie wyklucza, że napastników mogło być kilku. Wkrótce po zamachu radio izraelskie poinformowało, że żołnierz, który znajdował się w pobliżu, zastrzelił jednego z terrorystów. Według innej wersji, rozpowszechnionej przez tę rozgłośnię nieco później, do zamachowca strzelali jednocześnie żołnierz i oficer izraelskiej straży granicznej. Kontakt z mediami nawiązał też pewien Izraelczyk, który twierdzi, że kiedy zobaczył ze swego samochodu mężczyznę, który ostrzeliwał autobus, zatrzymał się, wysiadł, sięgnął po broń i opróżnił do zamachowca cały magazynek. Palestyńczyk upadł. - Potem podbiegli dwaj żołnierze. Pokazałem im, gdzie tamten leży, a oni zastrzelili go z karabinów M-16 - powiedział Izraelczyk, który przedstawił się tylko jako Marcus i powiedział, że jest osadnikiem żydowskim. Policja nie zdołała na razie ustalić, ilu było zamachowców. Relacje świadków są rozbieżne - mówi się o jednym, dwóch, bądź trzech terrorystach. Radio izraelskie poinformowało, że kilku zamachowców uciekło pieszo, suchym korytem rzeki, w stronę Ramot Alon - dużego osiedla żydowskiego w spornej części Jerozolimy. - Widzieliśmy palestyńskiego terrorystę, który do nas strzelał. Strzelał i strzelał - relacjonowała zajście radiu izraelskiemu jedna z pasażerek. Zamachu dokonano w północnej części Jerozolimy, na ruchliwym skrzyżowaniu. Na miejsce natychmiast przybyły karetki pogotowia i wozy policyjne. Posłuchajcie też relacji korespondenta RMF - Eli Barbura: