Niemal cały lokal został zniszczony. Pomimo wakacyjnej przerwy w zajęciach kawiarnia była pełna ludzi, gdyż tuż obok znajduje się biuro pośrednictwa pracy dla studentów. Do zamachu, jak podały palestyńskie źródła, przyznało się ekstremistyczne ugrupowanie islamskie Hamas, oświadczając, że jest to odwet za ubiegłotygodniowy nalot izraelski na Gazę, w którym zginęło kilkanaście osób. Izraelska policja poinformowała, że był to raczej zamach bombowy, a nie - jak mówiły wcześniejsze doniesienia - samobójczy. Rzecznik policji w Jerozolimie Kobi Zrihen powiedział, że nie znaleziono ciała domniemanego samobójcy, więc jest to, zapewne, zamach bombowy. Według CNN, policja przychyla się do wersji ładunku wybuchowego pozostawionego w ręcznej torbie w bufecie, gdzie było tłoczno. - Był wielki huk, wszystko wyleciało w powietrze - powiedział południowokoreański student Li Seung Jae. - Ten atak świadczy bezsprzecznie, że Izrael walczy (dla swych obywateli) o prawo do wsiadania do autobusu, zakupów na rynku lub siedzenia w kawiarni bez obawy stania się ofiarą palestyńskiego terroru - powiedział urzędnik z kancelarii premiera Ariela Szarona, David Baker. Avi Dichter, szef izraelskiej wewnętrznej służby bezpieczeństwa ujawnił, że Palestyńscy bojówkarze przygotowują jeszcze około 60 ataków samobójczych przeciwko Izraelowi. Wczoraj w południe w samym centrum Jerozolimy wysadził się w powietrze 17-letni chłopiec, mieszkaniec Betlejem. Siedem osób zostało rannych. Wszystko wskazuje na to, że ładunek eksplodował przedwcześnie. Według służb bezpieczeństwa Palestyńczyk chciał zdetonować bombę w centrum zatłoczonej ulicy Jaffa Road, ale wcześniej zauważył go policjant. Dlatego zdecydował się zaatakować w najbliższej restauracji. Amerykanka wśród ofiar śmiertelnych zamachu Wśród ofiar śmiertelnych ofiar zamachu jest obywatelka USA, poinformował rzecznik prasowy ambasady amerykańskiej w Izraelu. - Mogę potwierdzić, że jedną z ofiar śmiertelnych jest Amerykanka - powiedział Paul Patin.