Według świadków członkowie gabinetu oraz premier Main Abd al-Malik Said, a także ambasador Arabii Saudyjskiej w Jemenie Mohammed Said el-Dżaber, zostali bezpiecznie przetransportowani do pałacu prezydenckiego w centrum miasta. "Nic nam nie jest" - napisał na Twitterze minister spraw zagranicznych Ahmed ibn Mubarak. Miejscowe służby bezpieczeństwa, na które powołuje się Reuters, poinformowały, że w hali lotniska wybuchły trzy pociski moździerzowe. Saudyjska telewizja państwowa Ekhbaria pokazywała zniszczone pojazdy, rozbite szkło i smugi białego dymu unoszące się nad lotniskiem. Ministerstwo informacji Jemenu oskarżyło na Twitterze rebeliantów Huti o dokonanie ataku terrorystycznego. Premier nazwał ten zamach "tchórzliwym aktem terrorystycznym", nie oskarżył jednak Huti bezpośrednio. "To tylko zwiększy naszą determinację do dalszej walki" - napisał na Twitterze. Nowo utworzony rząd 18 grudnia pod egidą Arabii Saudyjskiej został utworzony rząd jedności narodowej Jemenu, w skład którego weszli zwolennicy prezydenta Abd Rabbuha Mansura Hadiego oraz przedstawiciele separatystów z Południowej Rady Przejściowej. Celem tego sojuszu jest walka z rebeliantami Huti, którzy kilka lat temu opanowali północ Jemenu wraz ze stolicą Saną. Konflikt trwający niemal 10 lat Jemen pogrążony jest w chaosie od 2011 roku, gdy społeczna rewolta położyła kres wieloletnim dyktatorskim rządom prezydenta Alego Abd Allaha Salaha. Konflikt nasilił się, gdy w marcu 2015 roku interwencję w Jemenie rozpoczęła Arabia Saudyjska. Jemeński konflikt zbrojny jest przez wielu postrzegany jako wojna zastępcza, prowadzona przez szyicki <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-iran,gsbi,2646" title="Iran" target="_blank">Iran</a> i sunnicką Arabię Saudyjską, o dominującą pozycję w regionie. ONZ określa konflikt w Jemenie jako największą obecnie katastrofę humanitarną na świecie.