Ogromny odzew wśród uczestników protestów to jasne przesłanie dla Salaha, by "cokolwiek zrobi, nie wracał do kraju" - podkreśla organizator protestów Abdel Handi al-Asasi. Cytuje go za arabskojęzyczną telewizją Al-Arabiją "Spiegel" w internetowym wydaniu. Jeśli jednak zdecyduje się na powrót do kraju - dodaje Asasi - demonstranci postarają się, by stanął przed sądem. Prezydent Jemenu Ali Abd Allah Salah od początku czerwca przebywa na leczeniu w stolicy Arabii Saudyjskiej, Rijadzie, po tym jak został ranny w zamachu na swoją siedzibę w Sanie. 7 lipca po raz pierwszy pokazał się w publicznej telewizji, ze śladami oparzeń i bandażami na twarzy i rękach. Stany Zjednoczone i Arabia Saudyjska zaapelowały do niego, by tam pozostał, bo jego powrót do Jemenu najprawdopodobniej wywołałby nową falę przemocy. Protesty przeciwko Salahowi doprowadziły do krwawych starć między jego zwolennikami a opozycją. Po zamachu Salah zapowiadał co prawda, że wróci do Jemenu, ale w kraju coraz głośniejsze są żądania jego ustąpienia. Ponad 100 wpływowych przywódców religijnych i plemiennych wezwało do obalenia prezydenta i wybrania nowego przywódcy. Twierdzą, że Salah nie jest już w stanie wykonywać swych obowiązków.