- Zdecydowaliśmy się przyłączyć do rewolucji młodych - oświadczył generał. W stolicy kraju, Sanie, dziesiątki oficerów armii ogłosiły, że przyłącza się do ruchu kontestacji przed uniwersytetem w Sanie. Doniesienia nadeszły wkrótce po oświadczeniu jednego z głównych dowódców jemeńskiej armii, gen. Alego Mohsena, o tym, że przeszedł na stronę opozycji. Gen. Mohsen oświadczył, że popiera uczestników protestów. - Ogłaszamy, że popieramy i ochraniamy młodych ludzi, którzy protestują na Placu Uniwersyteckim w Sanie - powiedział dowódca pierwszej dywizji pancernej. Jednostki tej dywizji - czołgi i wozy opancerzone - zostały rozmieszczone w poniedziałek w jemeńskiej stolicy. Z funkcji ambasadora Jemenu w Syrii oraz z członkostwa w partii prezydenckiej, Powszechnym Kongresie Ludowym, zrezygnował w poniedziałek Abdel-Wahhab Tawaf, również popierając opozycję. - Rezygnuję po tym, jak doszło do masakry na Placu Uniwersyteckim - powiedział Tawaf telewizji Al-Dżazira przez telefon, odnosząc się do krwawej pacyfikacji przez siły bezpieczeństwa antyrządowej demonstracji. W piątkowych zajściach zginęły 52 osoby, a 120 zostało rannych. Tysiące ludzi protestowały również w niedzielę. Fala demonstracji w Jemenie została zainspirowana podobnymi wystąpieniami m.in. w Tunezji i Egipcie, które doprowadziły do ustąpienia przywódców tych krajów: Zina el-Abidina Ben Alego i Hosniego Mubaraka. Salah, będący u władzy od 32 lat, zapowiedział, że odejdzie w 2013 roku, kiedy skończy się jego kadencja. Zapowiedział, że nie będzie próbował przekazać władzy synowi.