Al-Hudajda znajduje się w rękach szyickich rebeliantów z ruchu Huti, których Rijad i Abu Zabi nazywają "bojownikami na żołdzie Iranu". Stacja radiowa, w której zginęły cztery osoby, nosi nazwę Almaraweah. Do nalotu na nią doszło po rozpoczęciu w zeszłym tygodniu przez arabską koalicję pod dowództwem Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratów Arabskich ofensywy w celu odbicia Al-Hudajdy, która jest głównym portem na północy Jemenu i bramą do zaopatrzenia stolicy kraju, Sany. Według wojsk jemeńskich w ataku na radio zginęły trzy osoby, a według kontrolowanej przez Hutich telewizji Al-Masirah - cztery, z których trzy to członkowie ochrony, a tylko jedna to pracownik radia. Koalicja pod wodzą Rijadu walczy o przywrócenie władzy prezydenta Abd ar-Raba Mansura al-Hadiego, któremu podlega tylko południowa część Jemenu. Stolicę, Sanę, kontroluje ruch Huti. Siły wierne Hadiemu wspierane przez koalicję opanowały w zeszłym tygodniu, w parę dni po załamaniu się 6 września rozmów pokojowych w Genewie, główną drogę łączącą Al-Hudajdę z Saną. Port w Al-Hudajdzie jest niezbędny do przybycia pomocy humanitarnej i według koalicji arabsko-sunnickiej popieranej przez Zachód, odbicie Al-Hudajdy zmusiłoby popieranych przez Iran szyickich rebeliantów do negocjacji. W ciągu ostatniej doby w nalotach wokół Al-Hudajdy zginęło co najmniej 32 rebeliantów, a 14 zostało rannych. W niedzielę według źródeł na lotnisku do Sany przybył wysłannik ONZ Martin Griffiths. W czwartek rozpoczął on rozmowy z przedstawicielami rebeliantów w Maskacie, stolicy Sułtanatu Omanu, i planuje rozmowy z ich przywódcami w Sanie.