76-kilometrowa Jasiołka płynie przez Beskid Niski i Kotlinę Jasielsko-Krośnieńską na południu województwa podkarpackiego. Swoje źródła ma przy polsko-słowackiej granicy, a w Jaśle wpada do Wisłoki. Ta druga następnie łączy się z Wisłą. Jasiołka, która wpierw jest górskim strumieniem, by później przeistoczyć się w rzekę, przecina obszary chronione. Ponadto powstały nad nią miasteczka Dukla oraz Jedlicze. Pierwsze z nich leży mniej więcej w połowie biegu Jasiołki. Znajduje się w nim lokalna oczyszczalnia ścieków, zarządzana przez miejską spółkę Gospodarka Komunalna i Mieszkaniowa. Z małego zakładu do rzeki poprowadzono kolektor, z którego powinna wypływać jedynie oczyszczona woda. Brudne smugi płyną przez Jasiołkę w Dukli. "Oczyszczalnia nie wyrabia" Tymczasem Mateusz Ocias ze stowarzyszenia Dukla Odnowa alarmuje, iż ze wspomnianego wylotu co jakiś czas płyną ścieki, przez co Jasiołka staje się szara i mętna. Jak mówi Interii, pierwszy taki zrzut zgłosił służbom dwa lata temu. - Na rzece było dobrze widać przemieszczającą się smugę. Wtedy GKiM przekazała mi, że oczyszczalnię wybudowano, biorąc pod uwagę poziom ludności z 2000 roku - wspomina. Ocias wyjaśnia, że po uruchomieniu oczyszczalni powstało w okolicy wiele nowych domów, a ponadto do sieci kanalizacyjnej podłączono kolejne wsie. - System przestał wyrabiać. W 2021 roku ścieki też lądowały w Jasiołce. Mieszkańcy widzieli ryby pływające do góry brzuchem, a działo się to jeszcze przed skażeniem Odry - zauważa. Jak dodaje, swoje obserwują też wędkarze, również obawiający się o stan Jasiołki. - To jednak nie wszystko, bo co jakiś czas z kolektora oczyszczalni wypływa piana - opisuje Ocias. Pokazuje też zdjęcie, na którym - jak twierdzi - widać pracowników GKiM czyszczących rzekę i leżące w niej kamienie ze szlamu za pomocą myjek ciśnieniowych. - Działo się to w okolicach wylotu, z którego korzysta oczyszczalnia. Dzień później na oględziny przyjechał tam Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska. Informację o tym, że będzie kontrola, zamieściłem wcześniej w sieci - opisuje. Dukiełka także pełna odpadów. "Cały ten syf leci do Jasiołki" Nieczystości i piana to niejedyne zmartwienie mieszkańców gminy Dukla związane z Jasiołką. Jej brzegi są "umocnione" starymi oponami, także od traktorów. Są tam również zniszczone stoły i inne gabaryty, których z pewnością nie powinno być wśród drzew i krzewów. - Z rzeki wyłowiłem nawet worek po nawozach. Dodatkowo ludzie wsypują do wody lub porzucają w jej okolicach odpadki biologiczne oraz plastiki - wylicza Mateusz Ocias. Przypomina również o braku kanalizacji w niektórych miejscowościach wokół Dukli. - GKiM tłumaczy, że nie jest w stanie odbierać stamtąd wszystkich ścieków, lecz jedynie te płynne. Co ci ludzie robią z resztą? Nie wiem, może wyrzucają na pola - kwituje. Jedną ze wsi, gdzie ścieki muszą trafiać do szamb, jest Teodorówka. Przepływa przez nią Dukiełka, lewy dopływ Jasiołki. - Można się domyślać, co się w tej rzeczce dzieje. Jest na niej zapora do spiętrzania wody. Jeśli przez dłuższy czas nikt tam nie sprząta, przed tamką kumuluje się wszystko, co niesie nurt. Kiedy zapora zostaje podniesiona, cały ten syf leci do Jasiołki. Wydaje się pieniądze na złote pałace, drogi, hale sportowe, a brak w gminie podstawowej infrastruktury - obrazuje Mateusz Ocias. WIOŚ każe usunąć nieprawidłowości. Dukielska spółka odpowiada Rzeszowski WIOŚ potwierdził Interii, że wie o nieczystościach trafiających do Jasiołki. Sierpniowa kontrola w GKiM wykazała, że oczyszczalnia działa nie do końca prawidłowo, dlatego szefowi komunalnej spółki nakazano "usunąć naruszenia". Co gorsza, w tym samym czasie inspektorzy zorientowali się, że nieczystości wpływają do Jasiołki nie tylko z samorządowego kolektora, ale również z kanalizacji deszczowej. To nielegalne, dlatego WIOŚ złożył zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Tomasz Zubel, prezes GKiM w rozmowie z Interią uspokaja, że piana, jaką od czasu do czasu widać na wodzie, jest nieszkodliwa. Powołuje się na raport Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie, zgodnie z którym oczyszczalnia działa prawidłowo. W dokumencie eksperci stwierdzili, że piany nie powinno być jedynie ze względów "wizualnych" i zalecili, by do reaktora biologicznego dodawać specjalny środek. - Gdy na Jasiołce pojawiła się piana, musiała wówczas napłynąć większa niż zwykle ilość substancji powierzchniowo czynnych, takich jak płyny do mycia naczyń albo środki do zmywarek - objaśnia Zubel. Szef GKiM zapewnia też, że "to, co wypływa do rzeki, nie ma zapachu ścieków" i przyznaje, że próbki pobierane z Jasiołki przez WIOŚ przekraczają pozwolenia, ale w niewielkim stopniu. - Mogło być tak, że wtedy, gdy czerpali jakąś próbkę, akurat napływało więcej ścieków. Ich ilość jest różna w ciągu dnia - stwierdza. W jego ocenie trzeba pamiętać, że mijający rok był suchy, przez co odpady gromadziły się w kanalizacji. - W takich sytuacjach trafiają one do oczyszczalni, mając gorszą jakość - podkreśla Tomasz Zubel. Co więcej zapewnia, że gdy ziemia obeschnie, specjalistyczna firma zjawi się w miejscu, w sprawie którego WIOŚ powiadomił organy ścigania. - Wykryje ona podziemne sieci, dzięki czemu będziemy mieli większą świadomość, kto jest odpowiedzialny za (niezgodne z prawem - red.) odprowadzanie zanieczyszczeń - skomentował prezes GKiM. Inspektorzy przyjrzeli się kopalni w Lipowicy WIOŚ nie ograniczył się do jednokrotnych działań. Eksperci wrócili do gminy Dukla miesiąc później - 20 września - gdy w Jasiołce znów była mętna. Wyników tej kontroli jeszcze nie znamy, podobnie jak następnej, przeprowadzonej trzy dni później. Wówczas Jasiołka była zanieczyszczona w Lipowicy, sąsiadującej z Duklą od południa. WIOŚ w tym drugim przypadku uznał, że trzeba przyjrzeć się, jak funkcjonuje tamtejsza kopalnia. - Przeprowadził oględziny jej terenu, a także skarpy brzegowej przy Potoku Chyrowskim, dopływie Jasiołki. Wody potoku były zanieczyszczone biało-szarą zawiesiną - przekazała Interii rzeczniczka rzeszowskiego WIOŚ Katarzyna Piskur. Inspektorzy ustalili, że z kopalni odprowadzono wody opadowe z zanieczyszczeniami powstałymi przy wydobywaniu kruszywa. Lekarz ucisza obawy, ale mieszkańcy mówią o wysypce u dzieci Zapytaliśmy Inspektorat, jak wykryte zanieczyszczenia bytowe - nawet potencjalnie - mogą wpływać na zdrowie i życie zwierząt oraz ludzi. Instytucja odpowiedziała, że ocena takich zagrożeń nie należy do jej kompetencji. To samo pytanie Interia zadała więc dr Lidii Stopyrze, ordynatorowi Oddziału Chorób Infekcyjnych i Pediatrii krakowskiego szpitala im. Stefana Żeromskiego. - W ściekach bytowych, trafiających do rzeki z gospodarstw domowych bez oczyszczenia, znajduje się wszystko, co jest skutkiem metabolizmu człowieka. Przykładowo w odchodach mogą być wirusy, pasożyty albo bakterie, powodujące wtórne zakażenia. Są one przenoszone drogą pokarmową, więc ktoś musiałby napić się takiej wody - wyjaśniła lekarz. Podkreśliła przy tym, że w naszym klimacie nie ma pasożytów wnikających przez skórę. - Samo wejście do rzeki, do której dostały się takie ścieki, nie powinno mieć konsekwencji zdrowotnych. Ich rozcieńczenie jest spore, a do zakażenia czy zarażenia trzeba odpowiednio dużo materiału - objaśniła. Jej zdaniem w ściekach bytowych nie powinno być chemikaliów aż w takim stężeniu, by potrafiły podrażnić skórę. - Nawet gdyby jednak tak się stało, zmiany pojawiłyby się tylko w miejscach kontaktowych, a nie na całym ciele - uznała dr Lidia Stopyra. Ordynator mogła ocenić, jakie zagrożenie istnieje ze strony tylko tych zanieczyszczeń, których skład chemiczny zbadano i potwierdzono. Co dokładnie znajdowało się w innych ściekach, na razie nie wiemy. I trudno też ocenić, czy wszystkie "brudy" wykryto. - Gdy byliśmy dzieciakami, śmiało można było kąpać się w Jasiołce. Pojawiają się tu czaple, bociany, nie było bardzo toksycznie. Ale jak w tym roku siostra wzięła swoje dzieci nad rzekę, to dostały wysypki. Także ludzie z Cergowej puścili dzieci na Jasiołkę i stało się to samo - przestrzega Mateusz Ocias. Śmierdząca działka składowiskiem szlamu. "To powinno się zaorać" Pewności, że zmiany na skórze miały związek z podkarpacką rzeką, nie ma. Faktem jest jednak, że dwa lata temu pracę oczyszczalni sparaliżował nagły napływ ścieków z chemikaliami "niewiadomego pochodzenia". Sprawa trafiła na policję. - Mamy podejrzenie, że odpowiedzialnym nie było pojedyncze gospodarstwo domowe, bo nie byłoby ono w stanie wyprodukować takiej ilości substancji. Wdrożyliśmy kontrole, dzięki czemu problem, choć nadal występuje, to jednak rzadziej - informuje prezes GKiM Tomasz Zubel. Jakby bolączek Dukli i okolic było mało, to Mateusz Ocias dokłada kolejną: miejską działkę, na którą raz na dwa-trzy w miesiącu wywożony jest szlam z oczyszczalni. - Wieją nad nią północne oraz wschodnie wiatry, a to kłopot dla mieszkających w Nadolu, Teodorówce oraz części Dukli. Narzekają, bo gdy chociażby latem przywieziono osad na tę działkę, smród zrobił się taki, że masakra. Powinno się przykryć szlam ziemią i zaorać, a tak to zaświeciło słońce, naleciały muchy... Prezes GKiM tłumaczył, że akurat wtedy zepsuł się ciągnik - mówi. Społecznik zamieścił w sieci wideo ze swojej niedawnej "wyprawy" na problematyczną działkę. Kiedy pobierał próbki wyrzucanej tam mazi, krztusił się ze smrodu. Oczyszczalnia w Dukli ma przestać działać. Ścieki uzdatnią w Krośnie Z kolei Tomasz Zubel dzieli się z Interią wieściami dobrymi dla gminy. Problematyczna oczyszczalnia ma przestać działać w drugiej połowie 2023 roku, a ścieki z Dukli trafią do większego zakładu w Krośnie, największym mieście regionu. Trwa inwestycja związana z przyłączeniem. - Problem z zanieczyszczeniem Jasiołki nie zniknie jednak całkowicie, między innymi ze względu na działalność wyrobisk czy nielegalne, niezarejestrowane zrzucanie do niej ścieków - podsumowuje prezes GKiM. Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: wiktor.kazanecki@firma.interia.pl