"Premier otrzymał szczegółowy raport w sprawie tego nielegalnego wtargnięcia na terytorium Japonii" i polecił wydalenie obywateli Chin z kraju - powiedział rzecznik Osamu Fujimura. W piątek japońska policja przekazała aresztowanych działaczy władzom imigracyjnym, które wkrótce rozpoczną procedury deportacyjne - pisze agencja Kyodo. Dodaje ona, że władze w Tokio postanowiły deportować, a nie zaskarżać 14 Chińczyków, by "rozładować napięcie między Japonią a Chinami". MSZ w Pekinie domagało się natychmiastowego i bezwarunkowego uwolnienia swoich obywateli. Japońska policja prefektury Okinawa aresztowała w środę pięciu działaczy, którzy wypłynęli z Hongkongu, żeby zamanifestować suwerenność nad bezludnymi wysepkami nazywanymi przez Chiny Diaoyu, a w Japonii - Senkaku. Na jednej z wysp aktywiści umieścili chińską flagę. Powodem aresztowania było naruszenie prawa imigracyjnego. Później, jeszcze na łodzi, aresztowano dziewięciu kolejnych działaczy. Według japońskiej straży przybrzeżnej niektórzy aktywiści obrzucali ich łódź kamieniami. Sporne wyspy są administrowane przez Japonię, ale prawa do nich roszczą sobie nie tylko Chiny, ale też Tajwan. Znajdują się w pobliżu bogatych łowisk i prawdopodobnie znacznych złóż ropy naftowej oraz gazu. Wiele emocji wzbudziła ostatnio ofensywa rządu japońskiego zmierzająca do legalizacji japońskiej jurysdykcji nad Senkaku. Największą falę chińskich protestów wywołała akcja gubernatora Tokio, Shintaro Ishihary, który wybrał się na sporne terytorium i ogłosił składkę społeczną na rzecz jego wykupienia z rąk prywatnych. Ostatecznym akcentem zaostrzającym konflikt było oświadczenie premiera Japonii z 7 lipca o upaństwowieniu wysepek. W odpowiedzi rzecznik MSZ Chin, Liu Weimin, oświadczył, że "chińska święta ziemia nie może być dla nikogo przedmiotem handlu". Obecna akcja związana jest z datą kapitulacji Japonii po II wojnie światowej i ma przypomnieć światu o krzywdach chińskich, które nigdy nie zostały zrekompensowane.