W programie wizyty w Japonii najważniejszym punktem były rozmowy z premierem Yunichiro Koizumim, poświęcone między innymi problemom gospodarczym i przyszłym posunięciom koalicji antyterrorystycznej. Na konferencji prasowej Bushowi pomyliły się dwa pojęcia ekonomiczne dewaluacja i deflacja. - W naszych prywatnych dyskusjach premier Koizumi powiedział: wytłumaczę co zamierzam zrobić. Chcę położyć równy nacisk na problem nieściągalnych pożyczek bankowych, kwestię dewaluacji oraz zmianę przepisów prawnych w wielu działach - tłumaczył Bush osłupiałym dziennikarzom. Dewaluacja, czyli obniżenie kursu waluty jest kwestią niezmiernie drażliwą nie tylko dla Japonii, ale też dla jej zagranicznych partnerów handlowych. Jeśli jen by staniał, ożywiłby się japoński eksport. Natomiast deflacja to coś zupełnie innego - samoczynne zmniejszanie się obiegu pieniężnego. I to miał właśnie na myśli premier Koizumi, bo chce obudzić popyt wewnętrzny. Jednak część graczy giełdowych uznała, że oto USA zgodziły się na obniżenie kursu japońskiej waluty i rozpoczęła się masowa ucieczka od jena na światowych giełdach. Zanim lapsus został wyjaśniony, inwestorzy przeżyli chwile grozy. Nie jest to pierwsza gafa amerykańskiego prezydenta. Już podczas kampanii wyborczej rozbawił do łez niektórych ekspertów słowami: "Coraz większa część naszego importu pochodzi z zagranicy", nazwał mieszkańców Grecji "Greczynami" i pomylił Słowację ze Słowenią.