Jowita Kiwnik Pargana: - W ubiegłym tygodniu w wywiadzie dla "Gazety Polskiej" Jarosław Kaczyński zarzucił Brukseli próby szantażu i odebrania suwerenności Polsce oraz zasugerował, że Polska zawetuje unijny budżet. To realna groźba? Janusz Lewandowski: - Dotąd to Polska była zakładnikiem dziwaka z Żoliborza, a teraz on chce szantażować całą Europę. Znowu zdziwił i oburzył, a wydawało się, że Jarosław Kaczyński już nas nie potrafi zdziwić, po tym jak w 2015 r. straszył, że uchodźcy są roznosicielami zarazków. - Spory budżetowe są najbardziej konfliktogenne w Unii Europejskiej, więc dobrze, żeby trwały krótko. Ponieważ obecny pakiet budżetowy składa się nie tylko z tradycyjnego, wieloletniego budżetu Unii na lata 2021-2027 i jego strony dochodowej, czyli nowych zasobów własnych Unii, ale także nowego, awaryjnego programu Next Generation EU na zwalczanie skutków pandemii oraz regulacji wiążącej fundusze z praworządnością, to staje się jeszcze trudniejszy do uzgodnienia i zwiększa szanse wzajemnego blokowania, a nawet szantażu. Ale czy Unii faktycznie grozi weto budżetowe? - Oczywiście, istnieją metody zablokowania całego pakietu budżetowego, jeśli kraj nie ratyfikuje tych jego elementów, gdzie obowiązuje zasada jednomyślności. Jeśli jednak Polska zdecydowałaby się na ten ruch, przyniosłoby to gigantyczne straty zarówno nam, jak i całej Europie, która czeka na te pieniądze. A pamiętajmy, że Polska wciąż jest głównym beneficjentem środków unijnych i ma dostać 94 mld euro w ramach wieloletniego budżetu UE 2021-27; mniej o 23 mld w stosunku do "mojego" budżetu 2014-2020, a do tego dochodzi jeszcze 28 mld na zwalczanie skutków pandemii. Ten niezwykły gest unijnej solidarności zawdzięczamy determinacji duetu Merkel-Macron, a nie Kaczyńskiemu i Morawieckiemu. I to są pieniądze, których nasz kraj teraz w kryzysie gospodarczym i pandemii bardzo potrzebuje. Gdybyśmy więc padli ofiarą chorej żądzy władzy Jarosława Kaczyńskiego byłoby to zwyczajnie głupie. To na czym stanie? - Myślę, że jak zwykle, znajdzie się kompromis. Chociaż, gdyby Unia straciła cierpliwość do Polski, to możliwe jest międzyrządowe porozumienie budżetowe bez Polski i Węgier. Co wtedy stałoby się z Polską? - Zostałaby bez pieniędzy. Dlatego zapowiedź weta budżetowego jest bardzo szkodliwa dla Polski. Zarazem to dobra nowina dla płatników netto do budżetu europejskiego, że zaoszczędzą na Polsce PiS, która liczy na pieniądze zachodnich podatników, ale nie przestrzega zasad obowiązujących we wspólnym, europejskim domu. Prezydencja niemiecka przedstawiła własny projekt rozporządzenia, który wiąże kwestię praworządności z wydatkowaniem pieniędzy unijnych. Parlament Europejski uważa, że to rozwodnienie zasady "pieniądze za praworządność" i nazywa projekt kolejnym narzędziem antykorupcyjnym. Słusznie? - Niestety tak. Niemcy już na nadzwyczajnym, lipcowym szczycie budżetowym zauważyli, że ceną za uzgodnienie budżetu jest tzw. brudny deal, czyli rozmiękczenie zasady praworządności, przy stracie funduszy dla Polski. Zrobiono to na dwa sposoby: po pierwsze odrzucono pierwotną propozycję Komisji Europejskiej, która chciała zawieszać wypłatę funduszy niemal automatycznie pod warunkiem, że nie zostałoby to zawetowane przez 15 krajów UE reprezentujących 65 proc. ludności UE, a po drugie zaproponowano bardzo ścisłe powiązanie zawieszenia funduszy z korupcyjnym lub niewłaściwym ich wydawaniem. - I tak, zgodnie z propozycją niemiecką, przesłanką do ewentualnego zawieszenia środków unijnych miałoby już nie być naruszanie praworządności lub wolności obywatelskich, ale zła jakość wydawania pieniędzy unijnych. Polska w tym względzie wygląda nie najgorzej, bo 40 proc. funduszy dzielą samorządy, zaś węgierska autokracja przekłada się wprost na korupcję w konsumowaniu unijnych funduszy. Widzi to Parlament Europejski, zabiegając o silny związek funduszy z zasadą praworządności. Co w takim razie zrobi Parlament Europejski? - Parlament jest w wyjątkowo niewdzięcznej sytuacji, bo nie może wystąpić w roli hamulcowego. Czekał dwa lata, zanim zapadło porozumienie międzyrządowe w lipcu 2020 roku co do budżetu 2021-2027 i został wyeliminowany z gry przy tworzeniu awaryjnego Funduszu Odbudowy, który oparty jest na art. 122 Traktatu UE. Kryzysowa Europa czeka na uruchomienie programów pomocowych i mało kogo obchodzą spory pomiędzy instytucjami. Albo Bruksela pomaga, albo zawodzi... Wygląda na to, że opóźnień jednak nie da się uniknąć. Nadal sporo niewiadomych, tymczasem Fundusz Odbudowy, przynajmniej teoretycznie, miał być uruchomiony już w styczniu? - Rzeczywiście jesteśmy w niedoczasie. Jest już połowa października, a cały pakiet budżetowy nie jest uzgodniony. Mimo tego, że za budżet zabrała się najsilniejsza z możliwych prezydencji, czyli prezydencja niemiecka. Ale oni z trudem spinają wszystkie interesy narodowe czy instytucjonalne. Zdajemy najpoważniejszy test użyteczności Unii Europejskiej dla obywateli. Trudniejszy test niż podczas kryzysu finansowego w latach 2008-2011 i kryzysu migracyjnego roku 2015. Ryzyko to nie tylko pandemia i jej gospodarcze skutki, ale także brexit i związane z tym straty. Rozmawiała Jowita Kiwnik Pargana