Jowita Kiwnik Pargana: - W ubiegłym tygodniu fińska prezydencja przedstawiła projekt budżetu unijnego na lata 2021-2027. To dobra propozycja? Janusz Lewandowski: - Projekt fiński wyraża ewidentnie solidarność z południem Europy, czyli rosną bardzo wyraźnie wszystkie fundusze migracyjne, azylowe, wszystko to, co pozwoli ewentualnie uszczelnić granice i pomóc krajom, do których trafiają uchodźcy. Podczas gdy obecny budżet UE był w sposób bardzo wyraźnie budżetem solidarności ze wschodem, z naszą częścią Europy. Solidarność ze wschodem to już chyba przeszłość. Finowie chcą sporych cięć funduszy, znacznie większych niż proponowane wcześniej przez Komisję Europejską i Parlament Europejski. To oznacza duże straty dla Polski? - Fińska propozycja jest jeszcze gorsza dla Polski niż już niekorzystna dla nas propozycja Komisji Europejskiej z 2018 r. Projekt fiński zakłada nie tylko dodatkowe cięcia w zakresie funduszy na politykę spójności i cięcia rolnictwa, ale też zamrożenie dopłat rolnych. Akurat Finowie zapowiedzieli mniejsze cięcia w polityce rolnej. Komisja chciała, żeby to było 15 proc. mniej, Finlandia mówi o 13 proc. - Owszem, proponowane cięcia są nieco niższe w stosunku do propozycji wyjściowej Komisji i zawdzięczamy to głównie mocnej pozycji Francji. Jednak cięcia będą tak czy tak. I nie wiem jak Polska, mając komisarza do spraw rolnictwa, wybrnie z problemu zamrożenia dopłat rolnych? A mieliśmy szansę osiągnięcia w 2020 r. średniej unijnej w dopłatach rolnych - dopłaty rosły, była też możliwość przesunięcia środków na dopłaty rolne z tzw. II filaru, czyli rozwoju obszarów wiejskich. Dochodziliśmy blisko 250-260 euro na hektar, a to jest średnia unijna. Teraz to zostanie zamrożone. Mówi Pan o mocnej pozycji Francji. A co z pozycją Polski w tych negocjacjach? - Polski rząd, z różnych przyczyn, ma bardzo słabe karty w tej rozgrywce. Skoro już propozycja wyjściowa odnośnie budżetu była dla nas zła, a propozycja negocjacyjna Finów jest jeszcze gorsza, to świadczy to o tym, że nasze przedstawicielstwo jest w tej kwestii bezradne i że nie ma klimatu zaufania do naszych negocjatorów. Grożą nam nie tylko cięcia, ale również powiązanie funduszy z praworządnością. Jeśli chodzi o projekt "fundusze za praworządność" to stanowisko fińskie złagodniało. Wcześniej była mowa o tym, że już samo uruchomienie art. 7 może zagrozić wypłacie unijnych funduszy. Teraz Finowie chcą, żeby podstawą do wstrzymania finansowania były ewidentne nieprawidłowości, dotyczące wydawania funduszy unijnych. - Od początku regułę "fundusze za praworządność" wiązano z wykorzystaniem funduszy europejskich. Finowie po prostu zaostrzyli ten związek, w myśl zasady, że jeśli kraj jest praworządny to i rozdział unijnych funduszy jest transparentny i odpowiada wymagającym regułom UE. Praworządność jest tu trochę z tyłu, jako czynnik dobrego wykorzystania funduszy europejskich. A jeśli chodzi o przejrzystość wykorzystania funduszy europejskich to wiele krajów ma w tym zakresie znacznie większe problemy niż Polska, wystarczy spojrzeć na Czechy, Węgry czy Włochy. A czy złagodzenie reguł wiązania funduszy z praworządnością to nie jest jednak trochę ukłon w stronę Polski? - Myślę, że to raczej przyznanie, że uzależnienie funduszy od praworządności to bardzo trudna regulacja. Artykuł 7. okazał się bezzębny, więc stworzono kij w postaci ewentualnego zawieszenia funduszy. Tylko że to bardzo skomplikowana operacja i widać, że Finowie zdali sobie sprawę z tego, jak trudno jest kwalifikować stan braku praworządności. Jeszcze w tej chwili nie wiemy, jak ta batalia się zakończy. Chociaż oczywiście Unia Europejska musi się jakoś ułożyć z Polską, zwłaszcza że to największy kraj członkowski z nowej części Europy. Wróćmy do cięć w polityce spójności. Premier Morawiecki w swoim expose zapowiadał, że Polska nie będzie ustawać w walce o fundusze na politykę spójności. Tymczasem Donald Tusk jeszcze podczas październikowego szczytu UE powiedział, że "nie widzi wysiłków polskiej dyplomacji". Mówił też, że rząd zachowuje się tak, jakby mu się fundusze UE po prostu należały. - Polski rząd przeżył sezonową miłość do UE w czasie wyborów europejskich i ta miłość nie przetrwała. Propaganda rządowa jest antyeuropejska i ma za zadanie zniechęcić Polaków do Unii, dlatego że jej zasady przeszkadzają Kaczyńskiemu w urządzaniu Polski po swojemu. Rząd traktuje Unię jako bankomat i uważa, że służy ona głównie do tego, żeby nam wyrównywać chodniki. Polska, mając bardzo słabe argumenty negocjacyjne, na ogół straszy więc wetem. Co weto oznacza dla budżetu? - Nie ma możliwości stworzenia wieloletniego budżetu, w zamian ustala się budżety roczne. Zabiera się więc przewidywalność europejskiego budżetu, która jest jego największą wartością, bo dzięki niej można realizować wieloletnie programy inwestycyjne. Jeśli tego zabraknie, to będziemy mieli coroczną niewiadomą, ile tych pieniędzy będzie. Rząd powinien sobie zdawać sprawę, że jeśli będzie na "nie" w kwestii budżetu to to się odbije rykoszetem na beneficjentach w naszym kraju. Fiński kompromis budżetowy będzie dyskutowany na najbliższym szczycie UE, zaraz obok dyskusji o neutralności klimatycznej UE w 2050 r. Czy może być tak, że Polska dostanie ultimatum: zredukujecie emisje CO2, to my wam nie obetniemy funduszy? - Sęk w tym, że nasza polityka energetyczna jest dokładnie odwrotna niż ambicje klimatyczne UE. Po raz pierwszy w historii polskiej transformacji, w Polsce zmalał udział energii odnawialnej. Jesteśmy więc jeszcze dalej od celów klimatycznych Unii. Co prawda ostatnio rząd przeprasza się z wiatrakami na morzu, ale to długi horyzont - prąd stamtąd popłynie najwcześniej w 2024-2025 r. Rekompensatą za transformację energetyczną dla krajów odchodzących od węgla miał być Fundusz Sprawiedliwej Transformacji. Niestety w propozycji fińskiej nie ma o nim nawet słowa. To zaskakujące, bo takie obietnice złożyło kilku kandydatów na komisarzy, mówiła też o tym nowa szefowa KE Ursula von der Leyen. Padały różne kwoty, od 5 mld euro zaczynając. Nie ma jednak tej liczby w projekcie fińskim. Finowie mogą chcieć się wycofać ze wspierania transformacji energetycznej? - Sądzę, że będzie to pozycja przetargowa. Jakąś kwotę Finowie będą musieli rzucić, obawiam się jedynie, że będzie to znowu kosztem przesunięcia funduszy z polityki spójności. To nie jedyna kontrowersja w tej propozycji. Prezydencja zaproponowała też obcięcie funduszy na obronność. - To dziwny ruch. W epoce Trumpa Europa powinna zadbać o obronność. Nie w konflikcie z NATO, ale jednak wziąć większą odpowiedzialność za własne bezpieczeństwo. Co dalej z budżetem UE na najbliższe siedem lat? Czy propozycja fińska przejdzie na szczycie? - Nie przejdzie. Finowie na pewno nie ułatwili zgody. Ten szczyt może być próbą przedstawienia stanowisk państw członkowskich, ale rokowania na pewno się przesuną. Dobra wiadomość jest taka, że aktualna perspektywa budżetowa, którą sam zresztą projektowałem, ma wbudowaną zasadę n+3, co oznacza, że programy będą realizowane do roku 2023. To właściwie paradoks, że nowe samorządy i nowy, wybrany w 2019 r. parlament, będą realizować programy z unijnego budżetu na lata 2014-2020. Jowita Kiwnik Pargana