Czy odebranie Korwin-Mikkemu immunitetu było słuszne? Wypowiedz się! Korwin-Mikke powiedział PAP, że sam głosował za odebraniem immunitetu, ponieważ chce z zainteresowaniem śledzić, jak prokuratura będzie zajmowała się tą sprawą. On sam uznaje ją za honorową. Pytany, czy nie żałuje swojego czynu, odparł: "Ależ skąd! Po raz drugi bym mu dołożył". Chodzi o incydent z 11 lipca, do którego doszło podczas zorganizowanego przez MSZ spotkania polskich europosłów. Zawiadomienie w tej sprawie złożyło Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Prokuratura uznała, że doszło do naruszenia nietykalności cielesnej funkcjonariusza publicznego i w grudniu ubiegłego roku wystąpiła o uchylenie immunitetu Korwin-Mikkemu. Według art. 222 par. 1 Kodeksu karnego, "kto narusza nietykalność cielesną funkcjonariusza publicznego lub osoby do pomocy mu przybranej podczas lub w związku z pełnieniem obowiązków służbowych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat trzech". Dałem słowo i go dotrzymałem Korwin-Mikke mówił po incydencie PAP, że spoliczkował Boniego, bo tak mu obiecał. "Kiedy w czasie debaty w sprawie ustawy lustracyjnej (w 1992 r.) Boni wypierał się, że był agentem SB i wyzywał mnie od idiotów, dałem mu słowo i go dotrzymałem. Przyznał się potem, że był agentem, od początku miałem rację" - mówił Korwin-Mikke. 31 października 2007 r. Michał Boni, który otrzymał propozycję wejścia do rządu Donalda Tuska, poinformował, że podpisał pod wpływem szantażu w 1985 r. deklarację współpracy z SB, choć samej współpracy nigdy nie podjął. Po incydencie na spotkaniu Boni napisał na Twitterze: "Powiedziałem dzień dobry posłowi Korwin-Mikkemu, uderzył mnie w twarz. To nie jest normalne!!". Zaznaczył też, że za różne rzeczy już przepraszał. "Z pokorą przyjmuję ataki! Ale jest granica!" - podkreślił. Bez uchylenia immunitetu europosłowi nie można postawić formalnego zarzutu