Aleksandra Gieracka, Interia: Jak fundusze unijne zmieniły Pomorze? Jan Szymański, dyrektor Departamentu Programów Regionalnych: - Gdyby nie fundusze unijne to bylibyśmy 15 lat do tyłu. Rozwój pewnie by postępował, ale nie tak dynamicznie. Przez to, że Unia Europejska definiuje pewne specyficzne cele dla całej Wspólnoty, realizowaliśmy projekty związane z ochroną środowiska, transportem zbiorowym, inwestowaniem w rozwój przedsiębiorstw czy w prace badawczo-rozwojowe. To też spowodowało, że przestawialiśmy nasze tory na to, co jest najważniejsze dla rozwoju gospodarczego jako takiego. Ile pieniędzy popłynęło już na Pomorze od chwili wejścia Polski do Unii? - Odpowiedzialnie mogę powiedzieć, że bezpośrednio z Brukseli ponad 50 miliardów złotych. To jest ponad 20 tysięcy różnych projektów - od społecznych, przez dopłaty dla rolników po wszelkiego rodzaju inwestycje. Region się wzbogacił? - Na pewno tak. Dla mieszkańców najbardziej widoczny jest rozwój infrastruktury. Korzystamy z lotniska, jeździmy pociągamy Pendolino, które zostały zakupione ze środków Funduszu Spójności. Teraz samorząd kupił dziesięć pociągów m.in. dla naszej Pomorskiej Kolei Metropolitarnej, na linię na Kaszuby i metropolii. To są projekty, z których jesteście najbardziej dumni? - Tak. One realnie zmieniają oblicze regionu. A co jest takim flagowym przedsięwzięciem w obecnej perspektywie budżetowej na lata 2014-2020? - Przede wszystkim realizujemy cele, które zdefiniowaliśmy sobie w naszej strategii rozwoju województwa w perspektywie do 2020 roku. One są związane właśnie z rozwojem transportu zbiorowego. Oprócz wspomnianych pociągów, zakupiliśmy kilkadziesiąt autobusów w różnych miastach - w Słupsku, Chojnicach, Starogardzie Gdańskim oraz Kościerzynie. Modernizujemy dwie linie kolejowe. Na przestrzeni dwóch lat zostaną już całkowicie uruchomione - mówię tutaj o linii do Słupska i Ustki na zachodzie województwa, i na wschodzie z Malborka przez Kwidzyn w stronę Grudziądza. Chodzi o to, żeby wzrastał udział podróży transportem zbiorowym. A na jakim etapie jest realizacja projektów ujętych w aktualnej "siedmiolatce"? - Nie mamy większych problemów. Mamy największy w kraju wskaźnik zakontraktowania, czyli w umowach. Płatności idą też całkiem nieźle. Warto wyróżnić też nowe elementy związane z wykorzystaniem środków - to znaczy część z nich przeznaczyliśmy na wsparcie zwrotne, czyli na pożyczki dla przedsiębiorców, którzy chcą robić innowacje, ale też na pożyczki na rewitalizację realizowane przez przedsiębiorców czy samorządy na obszarach zdegradowanych, czy pożyczki na projekty z OZE. Ile środków zostało przeznaczonych na pożyczki? - Prawie 8 proc. alokacji programu przeznaczyliśmy na takie wsparcie. To są środki, które będą do nas wracać i będziemy dalej je inwestować w kolejnych latach w tych obszarach. Jako pierwsi w Polsce powołaliśmy specjalną instytucję, która zarządza tymi środkami, stworzyliśmy takie produkty finansowe jak pożyczka turystyczna czy miejska. Wspomniał pan o innowacjach. Co się pod nimi kryje? - Unijna polityka inteligentnych specjalizacji pomogła nam nazwać i zdefiniować te obszary gospodarki, które niosą za sobą największą szansę rozwoju w przyszłości. Widzimy nadzieję w badaniach prowadzonych przez jednostki naukowe znajdujące się na uczelniach wyższych, ale też w prowadzonych przez odrębne podmioty na przykład w obszarze energetyki. Staramy się je wspomóc poprzez inwestycje w infrastrukturę, na której prowadzi się badania. Tutaj głównym beneficjentem jest Politechnika Gdańska. Co jest w planach? - Mamy dwa bardzo duże projekty, one jeszcze nie zostały zrealizowane. Pierwszy to budowa superkomputerów, które będą miały największe mocne obliczeniowe i będą prowadziły obliczenia dla przedsiębiorców. To jest ponad stumilionowy projekt. Ale w planach jest też Centrum Ekoinnowacji, które ma prowadzić badania w sektorze odnawialnych źródeł energii, zajmować się energetyką. Mamy w województwie duży koncern energetyczny, cele z poziomu unijnego, jeśli chodzi o źródła energii to właśnie odnawialne źródła, a nie kopalnie. Politechnika będzie współpracować z przedsiębiorcami, którzy w tym obszarze chcą się rozwijać, tworzyć nowe produkty i nowe technologie. Mamy cztery obszary, zdefiniowane przez nasz region, gdzie koncentrujemy nasze inwestycje, jeśli chodzi o innowacje. Jest to obszar przemysłów morskich, który był z nami od zawsze ze względu na położenie, obszar energetyki szczególnie związany z OZE, obszar technologii medycznych i na koniec obszar związany z technologiami informatycznymi. A oprócz tego wspieramy eksport poprzez projekty, które realizuje nasza spółka, czyli Agencja Rozwoju Pomorza. Wspieramy też inwestorów w ramach inicjatywy Invest in Pomerania. Tu już mamy pewne sukcesy - w naszym poprzednim programie regionalnym mieliśmy ponad 8 tys. nowych miejsc pracy w wyniku działania wspierającego właśnie przez Invest in Pomerania. Widzimy rozwijające się dzielnice biurowe w Oliwie czy we Wrzeszczu. Ale oprócz tego będziemy przygotowywać tereny do inwestowania. W kontekście wsparcia przedsiębiorców i innowacji to są najbardziej efektywne projekty. Pomorze jest też regionem słynącym z turystyki. Jak środki unijne przełożyły się na rozwój tego obszaru? - Bardzo dobrze, dlatego że my już w strategii powiedzieliśmy, że to jest gałąź gospodarki. Mamy bogactwo w postaci Zatoki Gdańskiej, Zalewu Wiślanego, jezior, rzek i terenów, przez które przebiegają ścieżki rowerowe. Tutaj są trzy flagowe projekty turystyczne, czyli rozbudowa marin, przystani kajakowych i szlaków rowerowych. Na te projekty jest ponad 200 milionów złotych. Wiele inwestycji, zwłaszcza tych najbardziej okazałych koncentruje się na terenie Trójmiasta. Ale Pomorze to nie tylko Gdańsk, Gdynia i Sopot. Ile z tych środków trafia do mniejszych miejscowości? - Mamy specjalny mechanizm, żeby uniknąć koncentracji środków w metropolii. Chociaż pewne rzeczy są nieuniknione. Na przykład większość uczelni wyższych znajduje się w Trójmieście. Nawet mieliśmy w programie preferencję dla uczeni spoza Trójmiasta, ale ona nie zadziałała, bo uczelnie z Kwidzyna czy Chojnic nie aplikowały. Tak samo naturalne jest to, że środki unijne, które są przeznaczone na rozwój lotnisk czy portów morskich inwestuje się w Gdańsku czy w Gdyni. Ale mamy mechanizm nazywany zintegrowanymi porozumieniami terytorialnymi. Jak on funkcjonuje? - My jako region umawiamy się z reprezentantami mniejszych ośrodków takich jak na przykład Lębork czy Chojnice, które współpracują z okalającymi je samorządami, takimi jak Nowa Wieś Lęborska czy Człuchów. Podpisujemy z nimi porozumienie, w którym jest zawarta obietnica tego, że jak złożą projekty na termomodernizację, projekty z zakresy retencji czy mobilności, czyli węzłów integracyjnych, w których skład wchodzą parkingi, dworce, drogi dojazdowe, ścieżki rowerowe, autobusy, to będą preferowani w konkursach. To nie jest twarde, że mają zapewnione środki, ale startując mają 20 proc. więcej szans. I to zadziałało. Nie ma tak, że jakieś ośrodki są pokrzywdzone, tylko mają szansę sięgnąć po te środki. Właściwie każde większe miasto realizuje węzeł integracyjny czy projekty z zakresu termomodernizacji. Zapewnia pan, że nie ma większych problemów przy realizacji projektów, ale jakieś trudności jednak się pojawiły. Z czym trzeba było się zmierzyć? - Jednym z podstawowych problemów jest to, że znaleźliśmy się w okresie, gdy ceny na rynku kontraktów bardzo mocno wystrzeliły. Inwestorzy, czyli nasi beneficjenci - gminy, uczelnie, inwestorzy publiczni czy prywatni, po prostu często musieli więcej dołożyć do realizacji projektów. Jak sobie z tym radzicie? - Naszą odpowiedzią jest przede wszystkim to, że możemy wcześniej przekazać zaliczką środki, które mają w umowach. Cały program trwa do końca 2023 roku, więc możemy wydłużać okres realizacji projektu na przykład z dwóch do trzech lat, jeżeli jest to możliwe. Mamy więc jeszcze trochę czasu, żeby zachować pewną elastyczność. Możemy też rozmawiać o zakresie projektu. Jeśli na przykład beneficjent termomodernizuje budynki i ma w swoich projekcie 40 obiektów, tak jak miasto Gdańsk, to możemy część ograniczyć. Po prostu nie zrobią wszystkiego. Oczywiście zdajemy sobie sprawę z kondycji samorządów, i mamy mechanizmy polegające na tym, że jeżeli projekt trwa trzy lata i ma 85 proc. dofinansowania, a 15 proc. musi znaleźć swoim budżecie, to pozwalamy na to, że pierwsze dwa lata finansujemy w stu procentach z funduszy unijnych, a dopiero na koniec trzeba sobie z budżetu uzupełnić wkład własny. Nie ma dzisiaj zagrożenia, że któryś projektów całościowo jednak nie zostanie zrealizowany? - Rzadko który projekt kończy się w harmonogramie, ale bardzo dużo ostatecznie udaje się ukończyć. Nasi beneficjenci mają duże doświadczenie, więc przewidują pewne ryzyka. Mieliśmy kilka sytuacji, gdy beneficjenci rezygnowali, ale to można policzyć na palcach jednej ręki. I nie wynikało to z tego, że nie potrafiono czegoś zrobić, tylko np. z bogactwa projektów. Na przykład jedno z mniejszych miast miało bardzo dużo projektów, i nagle okazało się, że jest ich za dużo, a nie ma własnego budżetu, żeby je współfinansować. Miasto aplikowało, odnosiło sukces, ale musiało wybrać konkretny projekt, a nie wszystkie. Zapotrzebowanie jest ciągle tak duże, że nie mamy problemów w kontekście tego, że nie wykorzystamy środków. Chętnie byśmy jeszcze z poziomu centralnego czy regionalnego zapożyczyli. A jak układa się współpraca z instytucjami centralnymi? - My akurat współpracujemy od początku z jednym ministerstwem, ono miało już różne nazwy - ale mówię o Ministerstwie Rozwoju. Relacje są bardzo dobre. Tam są ludźmi, którzy mają doświadczenie, mamy bardzo dobry kontakt i realizujemy wspólny cel, wiec mogę bardzo pozytywnie powiedzieć o tym resorcie i tamtejszych naszych partnerach.A nie macie obaw o to, że model będzie się jakoś zmieniał? Pojawiały się sygnały, że mogłoby dojść do zwiększenia centralizacji. - Już na początku programu trochę się baliśmy, że będzie rosła rola wojewody, będą zmieniane instytucje zarządzające. To się nie stało. Nie wiem, jak będzie teraz. Obecny model współpracy się sprawdza? - Sprawdza się model polegający na tym, że realizuje się projekty najbliżej miejsca, gdzie one są wykonywane. Na poziomie regionu to marszałek ma najlepszą relację z samorządami czy partnerami biznesowymi i najlepiej identyfikuje potrzeby. Strategię regionu tworzy samorząd województwa, a nie wojewoda czy rząd, więc to jest naturalne, że instytucje zarządzające są w samorządzie. Mam nadzieję, że tak pozostanie. Nie ma żadnego powodu, żeby było inaczej. Rozmawiała: Aleksandra Gieracka