Agnieszka Waś-Turecka, Interia: Prezes Jarosław Kaczyński zapowiedział, że polski rząd nie poprze Donalda Tuska na drugą kadencję w Radzie Europejskiej. Tłumaczył to "postępowaniami w Sejmie i w prokuraturze, które mogą doprowadzić do tego, że zostaną mu postawione jakieś zarzuty. Czy taka osoba powinna stać na czele Rady Europejskiej? Mam daleko idące wątpliwości". Jeszcze w maju mówiło się, że Tusk może liczyć na poparcie polskiego rządu. Skąd ta zmiana? Jan Olbrycht, deputowany PO do Parlamentu Europejskiego: Najwyraźniej PiS zmienia strategię. Spodziewałem się, że partia Jarosława Kaczyńskiego będzie grała na utrącenie tej kandydatury, ale stawiałem na to, że pozwoli, by zrobił to za nią ktoś inny. Tzn. PiS nie będzie musiało wycofywać poparcia, ponieważ kto inny podważy pozycję Tuska? Tak. W szczególności ta kandydatura mogła przepaść w negocjacjach między chadekami i socjalistami. Już nawet nie chodziłoby konkretnie o osobę Donalda Tuska, którego notowania w ostatnim czasie poważnie w Europie rosną, ale podziału stanowisk między frakcjami. Wygląda na to, że PiS dostrzegło, że nie zanosi się na taki scenariusz, w związku z tym prezes Kaczyński uznał, że trzeba jak najszybciej dać znać, że polski rząd jest przeciw. Czyli słowa prezesa PiS są odpowiedzią na rosnące notowania Tuska? Z jednej strony tak, a z drugiej widać już, że chadecy nie zrezygnują z przewodniczenia Radzie Europejskiej. Zwracam też uwagę na drugą część wypowiedzi Kaczyńskiego. To jest tak naprawdę podanie do publicznej wiadomości - polskiej i europejskiej - przekonania, że mamy do czynienia z osobą, która może mieć postawione zarzuty i stanąć przed sądem. Inaczej mówiąc, jest to próba podważenia autorytetu i wiarygodności Tuska. To się rozchodzi. Na korytarzach PE już o tym słychać. PiS ma na tyle mocną pozycję w Polsce, że może sobie pozwolić na taką grę? Bo jednak odmówienie poparcia Polakowi na forum europejskim, może się polskim wyborcom nie spodobać. To się nie odbije rykoszetem w PiS? To się odbije na Polsce. Zresztą już się odbija. To, że główni politycy partii rządzącej stawiają w wątpliwość postać przewodniczącego Rady Europejskiej w takiej sytuacji, w jakiej jest dziś Europa, oznacza: po pierwsze, że to czysto wewnętrzna polska rozgrywka, która osłabia kraj na arenie międzynarodowej, po drugie, że dla tego, kto to robi, obniżenie pozycji Polski nie ma większego znaczenia. Inaczej mówiąc - korzyści dla polityki wewnętrznej przewyższają koszty w polityce zagranicznej. Jarosław Kaczyński nie obawia się, że powrót Tuska do polityki krajowej może na tyle wzmocnić Platformę Obywatelską, że ta zagrozi PiS? Prezes gra na zdyskredytowanie byłego przewodniczącego PO, przede wszystkim wśród Polaków. Na zasianie wątpliwości. Gdyby to mu się udało, to pewnie uważa, że nie będzie się miał kogo bać. Czy w przypadku braku poparcia ze strony polskiego rządu, Tusk straci realne szanse na drugą kadencję? Poparcie rządu nie jest warunkiem koniecznym, ponieważ decyzja o odnowieniu kadencji przewodniczącego będzie de facto wynikiem negocjacji między chadekami i socjalistami. A dla chadeków taka decyzja PiS oznacza jedynie tyle, że polskiemu rządowi nie zależy na tym, by Polska przewodziła Radzie Europejskiej. Bo to przecież nie będzie tak, że Tuska zastąpi inny Polak, tylko tym razem z poparciem PiS. Chadecy i socjaliści to partie proeuropejskie. Nawet jeśli ktoś chce wycofać kandydaturę polityka zdecydowanie prounijnego z Europy środkowo-wschodniej, to dla tych frakcji nie jest to jeszcze argument o tym przesądzający. Oczywiście wszystko może się zdarzyć, ale zaryzykowałbym twierdzenie, że to, czy Tusk zostanie na kolejną kadencję, nie będzie zależało od polskiego rządu. Na szczęście. *** Jeśli interesuje cię temat Unii Europejskiej, obserwuj autorkę na Twitterze