Prawie 350 uchodźców, a wśród nich dwóch dziennikarzy, spędziło na morzu 48 godzin. Wypłynęli z tunezyjskiego Safakis, drugiego co do wielkości miasta kraju.Stara łódź mierzy 22 metry i po brzegi wypełniona jest ludźmi. Pięciometrowe fale przyprawiają wielu o chorobę morską. Przemytnicy zapewniali ich, że podróż potrwa 15 godzin. Trwa jednak znacznie, znacznie dłużej, a po 25 godzinach rejsu na pokład wchodzi kolejnych sto osób, dostarczonych inną łodzią. W tym momencie pierwsi uchodźcy zaczynają panikować i postanawiają wracać, co oznacza, że tracą tysiąc euro, które zapłacili przemytnikom. Gdy wreszcie statek wpływa na włoskie wody, na niebie pojawia się helikopter. Na jego widok uchodźcy po raz kolejny wpadają w panikę. Najbardziej zdesperowani, by uniknąć kontroli, wyskakują za burtę.Po 48 godzinach Tunezyjczycy docierają wreszcie na Lampedusę w asyście straży przybrzeżnej. Dziennikarz telewizji RTL tak relacjonuje podróż: "To nie było przyjemne, nogi mam jak z waty. Rejs miał trwać 15 godzin, a płynęliśmy dwie doby. Godzinami łódź stała w morzu, a my nie wiedzieliśmy, co dalej". Na lądzie na imigrantów czekała policja. Z pewnością nie takiego przyjęcia spodziewali się w tym wymarzonym lepszym świecie... Źródło: TVN24/x-news