Adam Reichardt: Rok 2012 był dla Rosji dość interesujący, zarówno pod względem polityki wewnętrznej, jak i zewnętrznej. Jak by go pan podsumował? Michaił Iljin: - Przed wszystkim przy takim podsumowaniu nie da się oddzielić od siebie tych dwóch aspektów - międzynarodowego i wewnętrznego. Mamy nowy parlament i "starego-nowego" prezydenta. Oczywiście trzeba było przedefiniować zarówno zewnętrzną, jak i wewnętrzną politykę - choć w dużym stopniu będzie ona kontynuowana . Ale chciałbym się skoncentrować na polityce zagranicznej i nowych elementach, które wprowadził do niej prezydent Władimir Putin. Po pierwsze i najważniejsze, dużą wagę przywiązuje się do Eurazji. Eurazjatyckie inicjatywy ogłoszone przez Putina w jasny sposób obrazują to przedefiniowanie polityki zagranicznej. Rosja musi polegać na swoich sąsiadach w większym stopniu, niż kiedykolwiek wcześniej. I to nie tylko tych z zachodu, ale także na tych z południa i wschodu. Myślę, że to wyraźnie ukazuje, że koniecznym jest dywersyfikacja rosyjskich interesów i kierunków rozwoju. - Uważam jednak także, że zbudowanie i utrzymywanie silnych, tradycyjnych relacji pomiędzy Europą i Rosją również jest konieczne. Rosja jest w swojej istocie związana z Europą, i temu zaprzeczyć nie możemy. - Kilka lat temu mój przyjaciel, Wadim Cymburski, stworzył koncepcję znaną jako "podwójny system cywilizacji". Jego interpretacja jest taka, że zarówno Rosja, jak i Europa stanowią dwie osobne cywilizacje, które są ściśle ze sobą związane i nie mogą bez siebie funkcjonować. Jednak, jak już Pan wspomniał, Putin jest bardziej zainteresowany Eurazją... - Oczywiście nie jestem przedstawicielem Putina czy Kremla, ale interpretowałbym ten eurazjatycki sworzeń jako sposób na redefinicję międzynarodowej roli Rosji. I wzmocnienie jej pozycji w tym pojęciu podwójnego systemu cywilizacji. Rosja, jako kraj eurazjatycki, musi się ponownie ustawić w roli kraju eurazjatyckiego. Ale jednocześnie musi zademonstrować, że jest fundamentalną częścią tego systemu cywilizacji wraz z Europą. - A z tego punktu widzenia kluczowa jest Europa Środkowo-Wschodnia. Region ten może stać się obszarem wzajemnego oddziaływania Rosji i Europy. A co więcej, jest to region, w którym działa ta koncepcja podwójnego systemu cywilizacji. Potencjał Europy Wschodniej , jeśli chodzi o jej rolę pomiędzy Europą a Rosją, jest całkiem duży. Mimo to, postrzegamy często Europę Wschodnią jako terytorium, na którym Rosja i Europa się ścierają w walce o wpływy. - Myślę, że powinniśmy zacząć patrzeć na Europę Wschodnią jako na region, w którym te dwie cywilizacje mogą się ze sobą porozumieć. Pięć lat temu wraz z żoną, Eleną Meleszkiną, opublikowalismy książkę o "Bałto-Poncydzie" - regionie, który w Polsce znany był jako "Międzymorze" [region, który mieści w sobie m.in. Polskę, kraje bałtyckie, Białoruś i Ukrainę - "NEE"], albo "Bałto-Czernomoriu", jak nazywamy ten region po rosyjsku. Czytaj więcej na stronach "New Eastern Europe" - Gdy pisaliśmy tę książkę, myśleliśmy o wadze, jaką ma ten region dla Rosji. My, Rosjanie, nie możemy zrozumieć sami siebie jako odrębnej jednoski i jako ludzi i narodu związanego z Europą, dopóki nie pojmiemy roli tego regionu wspólnego oddziaływana, którego historia jest długa i znacząca. Równie ważną rzeczą jest fakt, że region ten nie tyle dzieli Europę i Rosję, co je łączy. Region, który obecnie nazywamy Europą Wschodnią mogłaby z łatwością przyłączyć się zarówno do Europy, jak i Eurazji, nie tylko do Rosji. A możliwości funkcjonowania jako teren wzajemnego oddziaływania sprawia, że kraje tego regionu mogą odgrywać kluczową rolę. Mogą funkcjonować jako rdzeń dla tego podwójnego systemu cywilizacji, w którym Europa i Rosja pełniłyby rolę "skrzydeł". - Jedną z ważniejszych rzeczy, którą podkreślamy w tej książce, jest fakt, że aż do teraz ani elity, ani zwykli mieszkańcy tego regionu nie rozumieją potencjału swojej odrębnej tożsamości. - Poszukiwanie tej tożsamości nie powinno przebiegać w kategoriach peryferii - czy to europejskich, czy rosyjskich, ale w kategoriach "podwójnych peryferii" . A to wymaga samemu podjęcia gry. A kraje regionu są w stanie podjąć tę grę i stać się, w pewnym sensie, kluczowym elementem w tej koncepcji podwójnej cywilizacji bardziej, niż funkcjonowaniem w którymkolwiek z centrów (Rosji bądź Europie). Czy uważa pan, że Rosja i Europa dostrzegą tę rolę zanim dostrzegą ją kraje Europy Wschodniej? Patrząc na działania polityków takich krajów, jak Ukraina czy Białoruś uważa pan, że dostrzegają one swój potencjał w tym względzie? - To pytanie retoryczne. Ten brak jasnej tożsamości w regionie był jednym z czynników, wokół których przedstawiliśmy sprawę. Proszę spojrzeć na Kaliningrad, swoją drogą, miejsce, w którym nasza książka została opublikowana. Kaliningrad to samo w sobie wyjątkowe miejsce. - W rzeczy samej, na początku 2012 roku wezmę udział w programie seminaryjnym na Federalnym Uniwersytecie Immanuela Kanta w Kaliningradzie nazwanym "Centra i peryferie rozwoju". Jego idea polega na przedefiniowaniu ról centrów i peryferii w dzisiejszej geopolityce. W tym Europy Wschodniej. - Kiedy poszczególne kraje, miasta czy regiony działają jako centra, a kiedy jaki peryferia? Oto kluczowe pytanie w dzisiejszym zglobalizowanym świecie. Czasami role te są połączone. Ten sam region może stanowić peryferie jednego organizmu, a zarazem stanowić centrum innego. Państwo może grać różne role - tak centrum, jak i peryferii. A im więcej ról się pełni, tym efektywniejszym się jest w międzynarodowej polityce i dzisiejszym świecie. - Oto dlaczego gdy ktokolwiek próbuje zdefiniować rolę swojego narodu, miasta czy regionu w jednym tylko wymiarze - typowym przykładem jest na przykład "powród do Europy" - sam redukuje swój potencjał. Tak, ten wybrany wymiar jest ważny, ale są też inne wymiary. Jeśli uda się połączyć je i wybrać jeden z nich, położyć na nim nacisk, ale w sytuacji, w którym kontekst ulegnie zmianie, zmienić kierunek - można wtedy być bardzo efektywnym. Jak już pan wspomniał, Kalinigrad odgrywa centralną rolę w dialogu pomiędzy Rosją, Niemcami i Polską. Czy t o pierwsze kroki do nowej aranżacji regionu, dokonanej z nowej perspektywy? - Oto cała idea mojego seminarium. I nie ogranicza się ona do Kaliningradu. Chcielibyśmy urządzać takie seminaria w innych miejscach regionu, w tym w Mińsku, Sankt Petersburgu i innych miastach. - Rozpoczęliśmy tę debatę kilka lat temu, a zainteresowanie nią mocno rośnie. Wraz z moim budapesztańskim kolegą, Palem Tamasem, znanym socjolgiem, urządziliśmy seminarium w Moskwie w listopadzie 2012 roku, podczas którego debatowaliśmy nad rolą regionu leżącego naprzeciwko Europy. Będziemy tę debatę kontynuowali w Kaliningradzie i innych miastach. - Chciałbym też zwrócić się do czytelników: jeśli są tacy pośród was, którzy wykazują zainteresowanie tematem, chciałbym nawiązać z nimi kontakt i znaleźć sposób, nie tylko w rozumieniu akademickim, by wraz z nimi kontynuować debatę w tej materii. Jak pan postrzega obecne relacje rosyjsko-amerykańskie, szczególnie pod kątem reelekcji Baracka Obamy na urząd prezydenta? - Jest tu potencjał, bez wątpienia. Jako dwa globalne mocarstwa, Rosja i USA mogą zrobić wielkie rzeczy, jeśli będą ze sobą współpracować. Ale jasnym jest, że mamy do czynienia z pewną konfrontacyjną inercją, która sięga czasów rywalizacji dwóch supermocarstwa, dlatego na pewno wystąpi tutaj jakiś konflikt. - W głowach obu społeczeństw , amerykańskiego i rosyjskiego, istnieją stereotypy. Pójście do przodu nie błędzie łatwe. Okres "resetu" przyniósł wielkie i szczere oczekiwania po obu stronach, choć - oczywiście - istnieją też przeszkody. To są przeszkody strukturalne, ponieważ oba kraje funkcjonują w różnych międzynarodowych kontekstach, co czasem prowokuje konflikty. Weźmy Syrię i Libię. - Wierzę, że aby poprawić te relacje, konieczna jest zmiana stereotypów wśród przeciętnych obywateli USA i Rosji. A te mogą być zmienione; to nie jest proste, ale to najlepsza droga by zrobić coś razem na arenie międzynarodowej. Nawet, jeśli uznać politykę "resetu" za nieudaną, to nie znaczy, że powinniśmy się poddać. Rosja i USA muszą kontynuować próby współpracy, a nawet te próby są już sukcesem. Czy sprawy na arenie międzynarodowej będą w 2013 roku zmierzać w stronę większej stabilności? - Chciałbym, by tej stabilności było więcej. Ale, szczerze mówiąc, wątpię, by tak było. Myślę, że 2013 będzie rokiem większego zamieszania na scenie międzynarodowej. Niektóre tereny, w tym Bliski Wschód, są nadal w środku kryzysu i szybkich zmian. Myślę, że to, co teraz dzieje się w Syrii i Egipcie będzie trwało nadal. I nie tylko tam. - Mówię to, ponieważ prowadzę własne badana nad dziedziną, którą nazywam "chronopolityką". Często rozmawiamy o geopolityce i o tym, jak właściwości i jakość przestrzeni i geografii wpływa na politykę danego regionu. - Oczywiście, że w polityce sprawy idą raz do góry, raz w dół. Ostatnie dwie dekady były doniosłym okresem, który rozpoczął się w 1990 roku i się właśnie skończył, albo się kończy. To był okres amerykańskiej hegemonii, który osiągnął swój zenit na początku poprzedniej dekaty. Myślę, że 11 września 2011 roku był szczytem tego okresu. Był to czas największej potęgi USA i w tym właśnie czasie USA zostało rzucone wyzwanie. A to, co obserwowaliśmy dalej było schyłkiem tej potęgi. Cały system międzynarodowy wchodzi obecnie w nową fazę i nowy etap rozwoju. Co to będzie? Trudno powiedzieć. Osobiście chciałbym, by był to okres demokratycznego rozwoju, większego społecznego uczestnictwa polityce i większej odpowiedzialności tak w międzynarodowych, jak i krajowych relacjach. Pewna regularność w rozwoju wypadków mogłaby sugerować, że tak się dzieje, ale - jak na ironię - ten nowy okres uczestnictwa, zaangażowania itd. zaowocował Arabską Wiosną. A Arabska Wiosna jest początkiem nowego trendu na arenie międzynarodowej. Była obietnica demokracji. Była obietnica uczestnictwa społecznego w polityce i emancypacji. Ale niestety towarzyszyły jej nieprzyjemne i tragiczne wydarzenia - przemoc i rewolucja. Tak więc - nie wydaje mi się, żeby nadchodzący rok stanowił jakiś wyjątek. Mogą, oczywiście, nastąpić jakieś większe przełomy, ale najprawdopodobniej nie odstąpią od nich przemoc i tragedia. Rozmawiał: Adam Reichardt, redaktor naczelny pisma "New Eastern Europe" Tłumaczenie: Ziemowit Szczerek, dziennikarz INTERIA.PL, prowadzący raport "Środek-Wschód" Źródło: "New Eastern Europe"