Zgodnie z francuskiego literą prawa, za uszkodzenie lub zniszczenie mienia prywatnego, np. w trakcie demonstracji, grozi do 2 lat więzienia i 30 tys. euro grzywny. W wypadku zniszczenia mienia publicznego czy zaatakowania policjantów kary są jeszcze ostrzejsze. Jednak w praktyce sankcje dla manifestantów we Francji popełniających akty wandalizmu bądź dopuszczających się fizycznej agresji na inne osoby czy policjantów dochodzą zwykle maksymalnie do 6 miesięcy bezwzględnego więzienia. W wielu wypadkach francuskie sądy wydają werdykty w trybie natychmiastowym w ciągu kilku czy kilkunastu dni po zamieszkach. Po gwałtownych starciach przeciwników NATO z policją i aktach wandalizmu w kwietniu 2009 roku w Strasburgu francuskie sądy wymierzyły najbardziej radykalnym alterglobalistom - przybyłym z Niemiec - kary od trzech do sześciu miesięcy więzienia, m.in. za rzucanie kamieniami w policjantów. Jesienią ubiegłego roku w Lyonie i Nanterre na marginesie manifestacji przeciw reformie emerytalnej doszło do ostrych starć uzbrojonych, często zamaskowanych, napastników z siłami porządkowymi. Jedną z najwyższych kar - osiem miesięcy więzienia (w tym 2 miesiące za odmowę poddania się badaniu DNA) otrzymał wtedy 22-letni student. Według sądu zdemolował on kilka samochodów, a następnie złamał palec policjantowi, który próbował go obezwładnić. Przedmiotem polemik nad Sekwaną bywa dość często sposób działania specjalnych oddziałów policji do zapobiegania zamieszkom (tzw. CRS), którym zarzuca się czasem brutalność. W stosunku do osób, które manifestują nielegalnie, jak studenci blokujący uparcie dostęp do uczelni, siły porządkowe nie wahają się używać gazu łzawiącego lub pałek. Wielki rozgłos wywołał przypadek 34-letniego manifestanta, który w lipcu 2009 roku stracił oko w następstwie użycia przez rozpraszających tłum funkcjonariuszy gumowych kul. Wywołało to duże emocje w kraju i spór w prasie o dopuszczalność używania przez siły porządkowe tego rodzaju broni przeciw manifestantom. W październiku ubiegłego roku, po powtórnym przypadku tego typu - zranienia demonstrującego licealisty przez policyjną gumową kulę - ówczesny szef MSW Brice Hortefeux pod presją krytyki wezwał funkcjonariuszy, aby ograniczyli używanie siły wobec manifestantów do "absolutnie koniecznych" sytuacji.