Niebezpieczni fanatycy, oszołomy, straumatyzowani ekstremiści sięgający po przemoc - takimi pojęciami określa się młodych dżihadystów pochodzących z Europy i walczących w Syrii. Im dłużej trwa tam wojna, tym bardziej wzmaga się w UE troska, że przybywać będzie islamistów z Europy o dużym stopniu radykalizacji, którzy na ołtarzu świętej wojny gotowi są złożyć swoje życie. Są obawy, że w obozach szkoleniowych będzie następowała ich dalsza radykalizacja i że najpóźniej po zakończeniu konfliktu syryjskiego mogliby oni wrócić do Europy, jako tykające bomby. Komisarz UE ds. wewnętrznych Cecilia Malmström określa ich mianem "bardzo niebezpiecznych ludzi". Pełnomocnik UE ds. walki z terrorem Gilles de Kerchove ostrzegał, że "nawet garstka desperatów może stanowić bardzo duże zagrożenie". Terrorystyczny narybek Pożywką dla takich scenariuszy są relacje mass mediów. Brytyjski dziennik "Daily Telegraph" donosił na przykład, że Al-Kaida szkoli setki brytyjskich dżihadystów w Syrii na potencjalnych zamachowców po powrocie do Wielkiej Brytanii. Szkoli się także fanatyków z Europy i Stanów Zjednoczonych w kunszcie budowy bomb samochodowych i przysposabia do tworzenia komórek terrorystycznych w krajach, skąd pochodzą. Informacje te przekazał jeden ze szkolonych młodych ludzi, który wycofał się z tego ruchu. Aby zapanować nad tym niebezpiecznym zjawiskiem ministrowie spraw wewnętrznych państw UE na spotkaniu w Atenach przed dwoma tygodniami ustalili, że należy utrudniać czy wręcz uniemożliwiać młodym dżihadystom wyjazd do Syrii i obserwować powroty stamtąd innych radykałów. Ścisłą kooperację w tym zakresie mają prowadzić służby specjalne państw UE. Ponadto Wspólnota stawia na współpracę ekspertów w całej Europie z lokalnymi inicjatywami, mającymi praktyczne doświadczenia w kontaktach z ekstremistami i terrorystami. W tym celu, nie wzbudzając większego zainteresowania mass mediów, w Hadze spotkało się niedawno 180 ekspertów i przedstawicieli władz narodowych z 23 europejskich metropolii, by zastanowić się wspólnie nad sposobami powstrzymania fali dżihadystów z Europy. Sesję w Hadze zorganizowała Sieć upowszechniania wiedzy o radykalizacji postaw RAN (Radicalisation Awareness Network), utworzona w roku 2011 przez Komisję Europejską. Na tej konferencji miast wymieniać się poglądami i doświadczeniami specjaliści sił bezpieczeństwa, administracji państwowej i pracy z młodzieżą zastanawiali się wspólnie, jak obchodzić się z radykalizującą się młodzieżą, jak uczyć się od siebie nawzajem i dzielić owocnymi doświadczeniami. Brać wzór z Brytyjczyków - Bardzo zaawansowani w swej pracy są Brytyjczycy, tzn. Zjednoczone Królestwo, co wynika z jego kolonialnej przeszłości i doświadczeń z zamachami w Londynie - wyjaśniał w rozmowie z DW jeden z uczestników sesji André Konze, będący dyrektorem Niemieckiej Akademii Policyjnej w Monastyrze (Münster). Opowiadał on o godnym naśladowania przykładzie pracownika jednego z muzułmańskich ośrodków w Birmingham, który sam wybrał się do Syrii, by zobaczyć wszystko na własne oczy. - Po powrocie w dużo bardziej przekonujący sposób mógł wyjaśniać młodym radykalnie myślącym chłopakom, że idą złą drogą, jeśli sądzą, że w ten sposób mogą wspierać walkę Syryjczyków - opowiadał. Młodzi ludzie, poddawani radykalizacji są przekonani, że przeżyją tam coś pięknego i wzniosłego - wyjaśnia Konze. Święta wojna ma dla nich pozytywną konotację, a europejscy dżihadyści "nie mają pojęcia, jak strasznie jest w Syrii, jakie popełnia się tam zbrodnie i jakie są rzeczywiste skutki rzekomej świętej wojny". Według szacunków UE ok. 20 proc. zagranicznych bojowników w konflikcie syryjskim pochodzi z zachodniej Europy; z Francji, Wielkiej Brytanii i Niemiec. Większość z nich ma od 20-30 lat. To, że ktoś jest konwertytą na islam nie oznacza jeszcze, że ulega radykalizacji, zaznaczają eksperci, ale może być jedną ze wskazówek. Zwiększyć pomoc dla rodzin Sieć RAN w dokumencie informacyjnym dla uczestników konferencji z 23 europejskich metropolii podkreśla, że liczba zagranicznych bojowników w Syrii znacznie wzrosła w porównaniu z udziałem cudzoziemców walczących w podobnych konfliktach w minionych dziesięcioleciach. Jest ona wyższa niż liczba zagranicznych bojowników w Afganistanie i Iraku razem wziętych. Londyńskie Centrum (ISCR) zajmujące się badaniem radykalizowania się postaw, na którego danych opiera się RAN, wychodzi z założenia, że w Syrii przebywa obecnie ok. 2 tys. bojowników z Europy. Oznacza to, że ich liczba jest trzykrotnie większa niż ta, podana w badaniach z kwietnia ub. roku, kiedy podawano liczbę 600 europejskich dżihadystów. Radykalizacja młodych ludzi następuje najczęściej poprzez treści propagowane w internecie. Sprzyjają jej także dysfunkcyjne struktury rodzinne. Dlatego na konferencji w Hadze ustalono, że niezbędna jest większa pomoc dla rodzin młodych dżihadystów. Należy zachęcać je do szukania pomocy, "co obecnie nie ma w ogóle miejsca", zaznacza dyrektor Niemieckiej Akademii Policyjnej Konze. - Miasta i gminy powinny same zwracać się do rodzin, jeżeli wiadomo, że ktoś z tego kręgu zapowiedział wyjazd do Syrii, albo, jeżeli ktoś stamtąd powrócił - podkreśla. W Niemczech zadania takie mogłyby przejąć urzędy ds. dzieci i młodzieży, ponieważ z reguły chodzi o małoletnich. Ważna rola ojców W obliczu ziejących pustkami kas miejskich, raczej należy wątpić, że takie zabiegi prewencyjne będą możliwe. Dlatego na razie powinno się stawiać na grupy samopomocy i inne inicjatywy społeczne, które pośredniczyłyby w kontaktach między rodzinami a urzędami. Logiczną konsekwencją było to, że na sesję w Hadze zaproszony został Kazim Erdogan, założyciel i przewodniczący pierwszej w RFN, działającej w Berlinie, grupy samopomocy tureckich ojców, samotnie wychowujących dzieci, Opowiadał on o swojej pracy. Jego grupa wciąż publicznie piętnuje propagandę islamistów w internecie i pokątnie uprawianą w meczetach. - Podatni na nią chłopcy są synami matek, które nie radzą sobie z ich wychowaniem - wyjaśniał Erdogan, z zawodu psycholog, w rozmowie z DW. - Dlatego proponujemy, żeby mężczyźni przejmowali w rodzinach większą rolę w wychowaniu, nauce i komunikacji. W Hadze wyjaśniał on uczestnikom konferencji, że władze czy siły bezpieczeństwa mogą dotrzeć do muzułmańskich rodzin, nawiązując z nimi kontakty osobiste i prowadząc bezpośrednie rozmowy jak równy z równym. Dobra komunikacja, branie względu na specyfikę kulturową muzułmanów to najważniejsze przesłanki dla przeciwdziałania radykalizacji muzułmańskiej młodzieży w Europie. - Musimy zrobić wszystko, żeby dotrzeć do kilkudziesięciu tysięcy podatnych na radykalizację młodych ludzi, którym brakuje perspektyw i którzy czują się wykluczeni. Z drugiej strony trzeba także uwrażliwić rodziców, by zwracali uwagę na towarzystwo, w jakim obracają się ich dzieci, żeby z nimi rozmawiali i żeby nie pozostawiali ich "na pastwę losu". Ralf Bosen / Małgorzata Matzke, red.odp.: Iwona D. Metzner, Redakcja Polska Deutsche Welle