"The Economist" postanowił zilustrować cechy współczesnej duchowości amerykańskiej, zwłaszcza różnic w postrzeganiu Boga przez wiernych, uzależnionych, jak przekonuje gazeta, od miejsca ich zamieszkania. Według badań Instytutu Gallupa, na które powołuje się brytyjski tygodnik, w oczach około 30 procent Amerykanów, przede wszystkim tych mieszkających na terenie stanów południowych, Bóg jest złowrogi i wszechobecny. Stale obserwuje człowieka i gniewa się z powodu najmniejszego grzechu przez niego popełnionego. Z kolei Bóg mieszkańców stanów środkowo-zachodnich (tzw. Midwestu) jest Bogiem łaskawym, kochającym i, w przeciwieństwie do autorytarnego Boga amerykańskiego Południa, o wiele bardziej skłonnym do pobłażania grzechom wiernych. Dla mieszkańców wschodniego wybrzeża USA Bóg jawi się jako surowy, stateczny mędrzec, który uważnie obserwuje stworzony przez siebie świat, ale w nim nie interweniuje. Ostatni wizerunek amerykańskiego Boga, to Bóg odległy, rodzaj wielkiej i zagadkowej kosmicznej siły, w ogóle nie zainteresowanej sprawami ziemskiego padołu. Ta wizja Boga jest szczególnie popularna na zachodzie kraju, co zdaniem "The Economist" ma związek z geograficzną specyfiką tamtejszych obszarów - przestrzennych terenów preryjnych, na których często obserwować można gwieździste niebo. Zaledwie 4 procent Amerykanów przyznaje się do ateizmu, 15 procent uważa się za żarliwie wierzących, a zdaniem 19 procent Bóg faworyzuje Amerykę na arenie międzynarodowej. Według tych samych badań aż 47 procent Amerykanów przyznaje się do systematycznej lektury Biblii, a 75 procent do codziennej modlitwy. Wszystkie te dane dowodzą, że nie istnieje prosta zależność między rozwojem ekonomicznym danego kraju, a laicyzacją zamieszkującej go ludności.