Długo wydawało się, że wynik zaplanowanych na 23 września wyborów parlamentarnych jest przesądzony i wygrają je rządzący konserwatyści z Partii Narodowej. 1 sierpnia wydarzyło się jednak coś, co było punktem zwrotnym w kampanii wyborczej. Partia Pracy, w obliczu rekordowo niskich notowań, jednogłośnie wybrała na swoją nową przewodniczącą 37-letnią Jacindę Ardern. Tym samym została ona najmłodszą w historii szefową laburzystów. Od tego dnia notowania Partii Pracy zaczęły szybować w górę. W najnowszych sondażach laburzyści już prowadzą z najlepszym wynikiem od 10 lat - 43 proc. Jacinda Ardern momentalnie podbiła serca Nowozelandczyków, a kraj opanowała "jacindamania". Masowo rozchodzą się koszulki i przypinki z jej podobizną oraz hasłem "Let's do this" ("Zróbmy to"). Jacindamania zagościła też w mediach społecznościowych. Nowa liderka nowozelandzkiej lewicy okazała się wielkim, politycznym talentem - jest szczera, naturalna i charyzmatyczna. Ma również do siebie dystans: Szefowej laburzystów pomogły też ciągłe i niejednokrotnie chamskie ataki na nią. Wicepremier Paula Bennet oznajmiła, że Ardern nie posiada "umysłu, który byłby w stanie ogarnąć rządzenie krajem". Gareth Morgan, lider Partii Możliwości, napisał na Twitterze, że Ardern musi udowodnić, iż nie jest tylko "szminką na świni". Na domiar wszystkiego dziennikarze-mężczyźni zaczęli dopytywać bezdzietną Ardern, czy planuje zajść w ciążę jako premier nowozelandzkiego rządu (Ardern jest niezamężna, ale ma wieloletniego partnera). Ardern na wszystkie te ataki i uwagi odpowiadała z klasą, ale i bardzo asertywnie. Odpowiedzi na pytania o macierzyństwo zamieniła w obronę kobiet przez mizoginią i łamaniem prawa pracy (pracodawca nie może pytać o plany macierzyńskie kandydatek). W swojej kampanii 37-latka skupiła się na ochronie środowiska, zniesieniu opłat za studia i wydłużeniu okresu, podczas którego nie można podnosić czynszu. "Ona jest czarodziejką" - tak o rosnących notowaniach laburzystów wypowiedział się polityczny komentator Bryce Edwards. Zwolennicy Ardern przerzucają się historyjkami z jej życiorysu: była DJ-ką na festiwalu, sama wyremontowała sobie łazienkę... Fenomen Jacindy Ardern wzbudził duże zainteresowanie zwłaszcza wśród zachodniej lewicy, która wobec kolejnych porażek wyborczych poszukuje skutecznej strategii dotarcia do ludzi ze swoim przesłaniem. (mim)