Przy wypełnionej po brzegi przez studentów sali, szef PiS wygłosił wykład "Co to jest polityka?". Pytany po wykładzie przez jednego ze studentów, czy rozmawiał kiedykolwiek z premierem Donaldem Tuskiem na temat utworzenia w Polsce systemu dwupartyjnego powiedział, że nie. Ale - mówił szef PiS - premier miał "w rozmowie z kimś innym z jego otoczenia" powiedzieć, że PO i PiS mają już poparcie sięgające 80 proc., więc może jest czas, by pomyśleć o rozwiązaniu dwupartyjnym. Ale - zaznaczył J. Kaczyński - to była luźna sugestia. Dodał jednak, że on sam jest zdecydowanym przeciwnikiem dwupartyjności. W jego ocenie, w takiej sytuacji istnieje możliwość, że partie byłyby "między sobą dogadane", co likwidowałoby w istocie demokrację. Zdaniem J. Kaczyńskiego, w parlamencie powinny być 3-4 partie. Indagowany na temat sporu politycznego w kraju, zaznaczył, że w demokracji jest on nieodłączny, a polskie społeczeństwo od tego odwykło i jest w nim bardzo niska tolerancja na spór polityczny. Przyznał jednak, że po 2005 r. spór ten wszedł w fazę "fatalną". Jego zdaniem nie ma wątpliwości, kto jest temu winien - jak stwierdził wystarczy prześledzić w internecie wystąpienia Donalda Tuska. B. premier był też pytany o kwestionowanie roli b. prezydenta Lecha Wałęsy przez PiS. Jak podkreślił, ani on ani jego brat nigdy nie kwestionowali roli Wałęsy w latach 80. Lider PiS nie godzi się jednak, z taką "konstrukcją myślową", by o kimś można było mówić tylko albo dobrze albo źle. - Niejednolitych życiorysów w Polsce jest wiele. To jest właśnie przypadek Lecha Wałęsy. Były w jego życiu rzeczy bardzo złe i były dobre i bardzo dobre - mówił J. Kaczyński. Jak dodał, w demokratycznym kraju nie wolno kwestionować praw do oceniania Wałęsy. Pytany przez innego studenta, dlaczego PiS "podzieliło społeczeństwo i zraziło ludzi do polityki" J. Kaczyński mówił, że takie odczytywanie rzeczywistości to "fenomen wielkiego społecznego wmówienia". W jego opinii ani dane dotyczące frekwencji wyborczej, ani poparcie dla jego partii, które od 2005 r. wzrosło zarówno w liczbach bezwzględnych, jak i procentowo na to nie wskazują. Dodał także, że za rządów PiS był wzrost gospodarczy, a mimo wszystko "ten czas został w pamięci części społeczeństwa jako straszny okres".