W sobotę rano palestyńscy bojownicy wystrzelili ok. 250 pocisków rakietowych w kierunku miast i miejscowości w centrum i na południu Izraela. Siły izraelskie strąciły kilkadziesiąt rakiet, wiele innych pocisków spadło na niezamieszkane tereny, mimo to po izraelskiej stronie ranni zostali mężczyzna w Aszkelonie i starsza kobieta w Kirjat Gat. Izraelskie lotnictwo w odpowiedzi dokonało nalotów na 120 lokalizacji należących do Hamasu i do mniejszego ugrupowania Islamski Dżihad. Po stronie palestyńskiej zginęła ciężarna kobieta, jej 14-miesięczna córeczka oraz dwóch młodych mężczyzn, z których jeden, jak piszą agencje, był bojownikiem Hamasu. 17 osób zostało rannych. Do ostrzału rakietowego Izraela przyznał się Islamski Dżihad, dodając, że to odpowiedź na przemoc, do jakiej doszło w piątek. Tego dnia zginęło czterech Palestyńczyków, w tym dwóch bojowników Hamasu, a wcześniej w ataku palestyńskim rannych zostało dwóch izraelskich żołnierzy przy granicznym ogrodzeniu. Protesty w Strefie Gazy trwają od marca 2018 roku. Są one określane przez uczestników jako "Wielki Marsz Powrotu". Zginęło w nich już co najmniej 273 Palestyńczyków, zastrzelonych przez izraelskie siły bezpieczeństwa i wojsko. Życie stracił też jeden ze snajperów izraelskich. Nazwa protestu nawiązuje do żądania Palestyńczyków umożliwienia im powrotu do domów znajdujących się na terytorium Izraela, które musieli opuścić w 1948 roku. W trakcie demonstracji Hamas atakował terytorium Izraela m.in. przy pomocy płonących balonów. Śmierć ciężarnej i 14-miesięcznego dziecka to wina Hamasu? Tymczasem izraelska armia zdementowała w niedzielę informacje, że ciężarna Palestynka i jej 14-miesięczne dziecko zginęli w sobotę w Strefie Gazy w wyniku ostrzału lotnictwa Izraela. Sugeruje, że ich śmierć może być skutkiem ostrzału palestyńskiego. Rzecznik armii płk. Jonathan Conricus powiedział dziennikarzom, że "śmierć tych dwóch osób nie była skutkiem ostrzału izraelskiego, lecz rakiety wystrzelonej przez Hamas, która wybuchła tam, gdzie nie powinna".