Efektem tego wywiadowczego wyczynu było zbombardowanie za zgodą Amerykanów syryjskich instalacji naftowych we wrześniu 2007 r. - twierdzi gazeta, powołując się na opublikowaną w Izraelu książkę "Izrael kontra Iran: tajna wojna". Według jej autorów wywiad przechwycił dokonaną przez internet rezerwację hotelu na nazwisko Syryjczyka, którego namierzył, i zorientował się, że ma on w planach przyjazd do Londynu. Mosad skierował do Londynu trzy ekipy. Zadaniem pierwszej z nich było rozpoznanie na lotnisku Syryjczyka, który przyleciał do Londynu pod innym nazwiskiem. Druga śledziła jego ruchy, a trzecia zainstalowała się w tym samym hotelu. Pierwszego dnia pobytu Syryjczyk zabrał swojego laptopa na umówione spotkania, ale drugiego zostawił w hotelu, gdy przed wyjazdem na lotnisko udał się na zakupy. W czasie, gdy jedna ekipa agentów nie spuszczała go z oka, druga włamała się do jego pokoju hotelowego, skopiowała dane z twardego dysku i zainstalowała na laptopie trojana (oprogramowanie szpiegowskie), pozwalającego zdalnie monitorować każdy ruch na klawiaturze. W kilka godzin później zawartość twardego dysku odczytano w Tel Awiwie. Znaleziono na nim dane i projekt reaktora Al-Kibar w pobliżu Deir ez-Zor, pustynnym mieście oddalonym o 120 km od granicy syryjsko-irackiej. "Projekt oparty na rozwiązaniach północnokoreańskich pokazywał, że Syria miała tajny program nuklearny, którego istnienia na Zachodzie nikt nie podejrzewał" - zaznaczył "Sunday Times". Syryjczyk, w którego laptopie znaleziono dane na temat tajnego programu, stał się dla Mosadu zbyt cenny, by go wyeliminować. Gdyby nie to, z wyprawy do Londynu już by nie wrócił - zaznacza izraelskie źródło. Nalot izraelskiego lotnictwa z 5 września 2007 r. poprzedziło zebranie dowodów rzeczowych m. in. próbek ziemi w pobliżu miejsca syryjskich instalacji, które przedstawiono Amerykanom. Pilotów powracających z nalotu witał osobiście na płycie lotniska ówczesny premier Ehud Olmert.