Według armii Palestyńczycy z Zejtun, Szuzaiji, Bajt Lahiji usłyszeli nagrane apele telefoniczne lub otrzymali SMS-y, ewentualnie ulotki wzywające do ewakuacji. Mieszkańcy Strefy Gazy potwierdzili, że dostali m.in. SMS-y o takiej treści. Korespondenci AFP widzieli rozrzucone ulotki w mieście Zejtun, na południowy wschód od Gazy. "Mimo zawieszenia broni Hamas i inne organizacje terrorystyczne nadal wystrzeliwały rakiety" - głosiły wezwania do ewakuacji, w których podkreślono, że wiele pocisków rakietowych pochodziło z trzech wspomnianych regionów. "Dla własnego bezpieczeństwa prosimy o natychmiastowe opuszczenie domów i udanie się do Gazy" przed godz. 8 czasu lokalnego w środę (godz. 7 czasu polskiego) - napisało wojsko. W niedzielę izraelskie samoloty zrzuciły podobne ulotki nad Bajt Lahiją, w wyniku czego ponad 17 tys. mieszkańców uciekło do szkół prowadzonych przez oenzetowską agencję pomocy palestyńskim uchodźcom, UNRWA. Jednak ostatecznie na północy Strefy Gazy nie doszło do zapowiadanych bezprecedensowych ataków. Według palestyńskich źródeł w operacjach izraelskiego lotnictwa w nocy z wtorku na środę zginęło co najmniej 11 osób, a 80 zostało rannych. Liczba zabitych w trwającej od 8 lipca operacji izraelskiego wojska wzrosła do 204. Po stronie Izraela zginęła jedna osoba. Podczas ofensywy izraelskie siły powietrzne dokonały ok. 1,5 tys. ataków na Strefę Gazy. W tym samym czasie palestyńscy bojownicy wystrzelili ok. tysiąca rakiet w stronę Izraela. W nocy z wtorku na środę samoloty izraelskie zbombardowały m.in. domy liderów i polityków Hamasu, w tym dom należący do wysokiej rangi przywódcy Hamasu Mahmuda al-Zahara w mieście Gaza. Izrael wznowił we wtorek ataki lotnicze na Strefę Gazy, uzasadniając to tym, że palestyński radykalny Hamas wciąż ostrzeliwuje stamtąd państwo żydowskie. Naloty nastąpiły sześć godzin po jednostronnym przyjęciu przez Izrael egipskiej propozycji rozejmu. We wtorek rano izraelski gabinet bezpieczeństwa, w którego skład wchodzą najważniejsi ministrowie, przyjął propozycję Kairu. Decyzję podjęto kilka minut przed godz. 8 czasu polskiego, gdy rozejm z Hamasem miał zacząć obowiązywać. Premier Izraela Benjamin Netanjahu ostrzegł jednak, że jeśli radykałowie z Hamasu odrzucą ofertę zawieszenia broni i Izrael nadal będzie ostrzeliwany, wojsko rozszerzy swe operacje w Strefie Gazy. Tymczasem zbrojne ramię Hamasu w opublikowanym komunikacie odrzuciło propozycję rozejmu oświadczając, że walka z Izraelem będzie "jeszcze bardziej intensywna i zaciekła".