Według mediów policja zebrała wystarczająco dużo dowodów, by postawić Sarę Netanjahu przed sądem za pokrywanie z publicznych pieniędzy m.in. kosztów opieki nad jej nieżyjącym już ojcem oraz wystawnych posiłków. W oficjalnym komunikacie policja poinformowała o zakończeniu śledztwa w sprawie wydatków państwa Netanjahu, rozpoczętego w lutym 2015 roku, które miało na celu ustalenie, czy para dopuściła się przestępstw takich jak uzyskanie korzyści majątkowej w drodze oszustwa, defraudacji i nadużycia zaufania. "Wszystkie dowody zostały przekazane prokuratorowi Jerozolimy, który prowadził dochodzenie" - podała policja, nie udzielając więcej komentarzy. Według mediów nie ma w tych dokumentach zalecenia postawienia zarzutów premierowi. Na początku ubiegłego roku w przededniu wyborów parlamentarnych w Izraelu premier Netanjahu i jego rodzina trafili na czołówki izraelskich mediów, które donosiły o nadużyciach finansowych szefa rządu i jego żony. Informacje były oparte na ustaleniach Urzędu Kontrolera Państwa Izrael, badającego m.in. wydawanie środków publicznych. W raporcie kontrolera Josefa Szapiry mowa była o setkach tysięcy szekli na restauracje; dziesiątkach tysięcy na kwiaty do prywatnej rezydencji, pielęgnację włosów, odzież i obuwie oraz pachnące świeczki. Podatnicy zapłacili 17 819 szekli za prywatny ogród rodziny Netanjahu w Cezarei nad Morzem Śródziemnym, 4390 szekli za zakup zmywarki do naczyń, 7600 szekli za lodówkę, 2290 szekli za kuchenkę gazową. Kurs szekla do złotówki wynosi niemal 1:1. Dziennik "Haarec" ujawnił, że roczne utrzymanie trzech rezydencji (jednej oficjalnej i dwóch prywatnych) Netanjahu w 2012 roku kosztowało podatników 3,3 mln szekli, ponad milion więcej niż przewidziano na ten cel w budżecie państwa. Głośna "afera butelkowa" Najbardziej poruszyła jednak izraelską opinię publiczna "afera butelkowa" ujawniona przez telewizję "Aruc 2" i gazetę "Haarec". W ciągu dwóch lat biuro premiera zakupiło napoje alkoholowe za 100 tys. szekli. W latach 2013-2014 kupowano średnio jedną butelkę wina dziennie. Izraelczyków zbulwersował fakt, że pieniądze uzyskane ze sprzedaży pustych butelek szły do kieszeni Sary Netanjahu, która w przeszłości była kilkakrotnie pozywana do sądu przez byłych pracowników. Jeden z nich wygrał w lutym sprawę w sądzie, gdzie poskarżył się na wyzwiska i obelgi ze strony pani Netanjahu.