W pożarze, największym w historii Izraela, zginęło 41 osób, w tym 36 strażników więziennych jadących autokarem na pomoc w ewakuacji więzienia. Ogień rozprzestrzenił się na powierzchni ponad trzech tysięcy hektarów. Ewakuowano 17 tysięcy ludzi, wiele domów jest spalonych. Rzecznik izraelskiej policji Micky Rosenfeld powiedział, że przyczyną wybuchu pożaru nie było prawdopodobnie podpalenie, a zaniedbania. Wcześniej mówiono o tym, że pożar wybuchł na nielegalnym wysypisku śmieci i rozprzestrzenił się błyskawicznie w warunkach panującej dotkliwej suszy. Po apelu w czwartek premiera Benjamina Nehanjahu do Izraela przybywa pomoc z zagranicy. W piątek dotarły pierwsze samoloty z Bułgarii, Jordanii, Grecji i Wielkiej Brytanii. Na miejscu są już samoloty z Cypru, Rosji, Francji, a także Turcji (z którą Izrael ma obecnie napięte stosunki). Rosja przysłała wielki samolot Ił-77, który jednorazowo zrzuca w strefie ognia 42 tysiące litrów wody. "Na obecnym etapie jeszcze jesteśmy daleko od zduszenia pożaru. To nie my go kontrolujemy, a on kontroluje nas" - powiedział w sobotę wojskowemu radiu Szimon Romah, szef izraelskich strażaków. Premier Netanjahu przyznał, że Izraelowi brakuje środków do walki z ogniem, zwłaszcza samolotów do gaszenia pożarów.