Syryjska agencja prasowa SANA poinformowała w niedzielę wieczorem, że izraelskie lotnictwo po raz drugi w ciągu ostatnich 24 godzin zaatakowało bazę lotniczą T4 w prowincji Hims, na zachodzie Syrii. W ataku, który wyrządził poważne zniszczenia, miało zginąć 5 osób, w tym żołnierz. Syryjskie źródła wojskowe twierdzą, że część pocisków została przechwycona i zniszczona. Według Obserwatorium w bazie stacjonowali także bojownicy libańskiego Hezbollahu. Premier Izraela Benjamin Netanjahu oświadczył w niedzielę, że zarządził ataki po tym jak jego kraj został ostrzelany rakietami z terytorium Syrii. "Nie będziemy tolerować ataków na nasze terytorium" - powiedział Netanjahu. Syryjskie środki masowego przekazu podawały wcześniej, że obrona przeciwlotnicza Syrii odpiera ataki lotnicze "obcych sił" na cele zlokalizowane na obszarze położonym na południe od Damaszku. W doniesieniach tych nie było informacji, o jakie cele chodziło. Według agencji SANA atak z powietrza został "zneutralizowany". Nie wiadomo, czy doszło do zestrzelenia myśliwców czy też raczej chodziło o drony. Izraelski rzecznik wojskowy poinformował, że ataki były odwetem za sobotnie ostrzelanie pociskami syryjskimi kontrolowanych przez Izrael Wzgórz Golan. Wzgórza są miejscem dyslokacji silnego zgrupowania wojsk izraelskich. W ostatnich latach Izrael przeprowadził setki nalotów na wojska rządowe prezydenta Baszara el-Asada ale także obiekty Iranu i Hezbollahu w Syrii. Napięcia przybrały na sile po decyzji prezydenta Donalda Trumpa w sprawie uznania zwierzchnictwa Izraela nad Wzgórzami Golan. Władze syryjskie i świat arabski uważają, że dekret prezydenta USA w tej sprawie przeczy duchowi i literze rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ nr 242, która mówi m.in. o "niedopuszczalności zdobywania terytorium przez wojnę".