- Znamy możliwości Hezbollahu i jego arsenały broni. Nie bagatelizujemy tego, lecz wiemy, jak sobie z tym radzić. Zrobimy wszystko, by przestali wystrzeliwać rakiety - powiedziała rzeczniczka izraelskiej armii, generał brygady Miri Regew. Izrael zmobilizował tysiące rezerwistów i od wielu dni gromadzi żołnierzy i czołgi na północnej granicy z Libanem, co zwiększa spekulacje, że operacja lądowa w Libanie w celu położenia kresu atakom rakietowym Hezbollahu i wyparcia jego bojowników z regionu przygranicznego jest nieunikniona. Intensywne naloty izraelskich samolotów na Liban nie powstrzymały ostrzału północnego Izraela. Źródła wojskowe Izraela utrzymują, że na terenie południowego Libanu znajduje się obecnie kilkuset żołnierzy próbujących zniszczyć bazy i kryjówki Hezbollahu, miejsca przechowywania broni i wystrzeliwania rakiet. Wcześniej izraelska armia potwierdziła, że będzie kontynuować punktowe ataki na konkretne cele w Libanie. - Celem operacji prowadzonej przez Izrael w Libanie jest wyparcie oddziałów Hezbollahu na odległość 20 km na północ od granicy izraelskiej - poinformował izraelski minister sprawiedliwości Haim Ramon. - Operacja ma na celu doprowadzenie do takiej sytuacji, gdy w odległości 20 km od naszej granicy nie będzie żadnego członka Hezbollahu - powiedział minister w radiu wojskowym. Potwierdził, że Izrael nie prowadzi obecnie w Libanie żadnej, zakrojonej na szeroką skalę operacji lądowej, podobnej do tej, jaką przeprowadził w 1982 roku. - Chcemy wykorzenić Hezbollah, lecz w sposób ostrożny, aby uniknąć strat wśród żołnierzy izraelskich - podkreślił Ramon. O sytuacji na pograniczu izraelsko- libańskim mówi bliskowschodni korespondent RMF Eli Barbur: Tymczasem przewodniczący libańskiego parlamentu Nabih Berri poinformował, że Hezbollah chce wymienić więźniów z Izraelem. Operację miałby zorganizować rząd w Bejrucie. Do Izraela mieliby wrócić dwaj porwani przez Hezbollah żołnierze, wymienieni na przetrzymywanych przez Izrael więźniów. Taką informację potwierdzają agencje prasowe. Izraelskie samoloty dokonały w niedzielę po południu ponownego nalotu na południe Bejrutu. Według policji libańskiej wystrzelono co najmniej trzy rakiety powietrze-ziemia, atakując teren uważany za bazę Hezbollahu. We wcześniejszych niedzielnych izraelskich atakach z powietrza na cele w Libanie zginęło co najmniej dwunastu ludzi, w tym 23-letnia libańska fotoreporterka w mieście Sur. Ciężko ranny został włoski nieuzbrojony obserwator ONZ. On z kolei znalazł się pod ogniem pocisków Hezbollahu w wymianie strzałów z żołnierzami izraelskimi na południu Libanu. Nad ranem Bejrutem wstrząsnęła seria silnych eksplozji . Mniej więcej w tym samym czasie izraelskie lotnictwo przeprowadziło nalot na portowe miasto Sajda, gdzie ranne zostały cztery osoby. W Sajdzie dwa pociski zniszczyły centrum religijne prowadzone przez szyickiego duchownego zbliżonego do Hezbollahu. W trzypiętrowym budynku, który według informacji armii izraelskiej był wykorzystywany przez bojowników, mieścił się m.in: meczet i biblioteka religijna; w czasie ataku prawdopodobnie nikogo nie było wewnątrz. Był to pierwszy izraelski nalot w granicach miasta od rozpoczęcia ofensywy 12 lipca. Kilka minut wcześniej izraelskie pociski spadły na peryferiach Sajdy. Zniszczony został most, który łączył stutysięczne miasto z drogą dojazdową do położonego ok. 40 km na północ Bejrutu. Z kolei w Bejrucie izraelskie lotnictwo przeprowadziło kilka ataków z powietrza na południowe przedmieścia miasta, gdzie znajdują się kwatery Hezbollahu, w tym siedziba przywódcy ugrupowania Hasana Nasrallaha. W nocy z soboty na niedzielę izraelskie samoloty bojowe ostrzelały też cele w miastach Baalbek i Hermel we wschodnim Libanie. Nie ma informacji o ofiarach. Konflikt kosztował już życie ok. 350 osób w Libanie i 34 w Izraelu (w tym co najmniej 18 żołnierzy zabitych w czasie operacji).