- Podczas naszego pierwszego spotkania z prezydentem Bushem jakieś trzy lata temu przystałem na jego prośbę, żeby nie czynić fizycznej krzywdy Arafatowi. Ale jestem zwolniony z tej obietnicy. Sam się zwalniam z tej obietnicy dotyczącej Arafata - oświadczył w piątek premier Izraela. Był to najsilniejszy jak dotąd sygnał, że Izrael może wziąć na celownik Arafata, który od dwóch lat jest de facto w areszcie domowym w swej siedzibie na Zachodnim Brzegu. - Słowa premiera Ariela Szarona nie oznaczają, że jutro lub pojutrze nastąpi atak na siedzibę palestyńskiego lidera - uspokaja jednak izraelski wicepremier, Ehud Olmert. Izrael uważa, że Arafat jest pośrednio lub bezpośrednio odpowiedzialny za szereg zamachów terrorystycznych w Izraelu. Ataki przeprowadzają często ekstremiści z organizacji Tanzim, powiązanej z arafatowskim Al-Fatah. Izraelczycy twierdzą, że Arafat nie robi nic, by powstrzymać swoich ludzi. Wśród jego najbliższych współpracowników są ludzie poszukiwani przez Izrael za terroryzm; izraelskie władze mają też dowody, że Arafat osobiście przekazuje pieniądze ekstremistom na organizowanie zamachów. Dodajmy, że Arafat stosunkowo niedawno - oficjalnie - wyrzekł się działalności terrorystycznej.