Dzisiejsza prasa izraelska zamieszcza wyniki sondażu wskazujące, że Szaron otrzymałby 50 proc. głosów, a Barak zaledwie 32 proc.. Nic dziwnego, że w rządzącej obecnie Partii Pracy odzywają się głosy, aby Baraka zastąpić Szymonem Peresem. Według sondaży Peres mógłby pokonać Szarona różnicą co najmniej 2 proc. głosów. Taka roszada, w miarę zbliżania się wyborów, nabiera coraz bardziej realnych kształtów. Tymczasem Stany Zjednoczone naciskają na Izrael i Palestyńczyków, aby jak najszybciej zredukowali przemoc, gdyż byłoby to znaczącym atutem w kampanii wyborczej Ehuda Baraka. Prawem paradoksu - jeśli polityczne układy nie powiodą się - wzrosną szanse Szymona Peresa. Wybory odbędą się 6 lutego. Partia Pracy - ugrupowanie z którego wywodzi się Barak - ma teraz dylemat: postawić na innego kandydata, czy też dążyć do ugody z Palestyńczykami, co zwiększyło by popularność obecnego premiera.