Zaledwie 11-letni Karim al-Tamimi brał udział w demonstracji we wsi Nabi Salah na Zachodnim Brzegu Jordanu, gdzie często dochodzi do utarczek Palestyńczyków z izraelskimi siłami bezpieczeństwa. Według policjantów, chłopiec rzucał w nich kamieniami. Na nagraniu widać jak dwaj policjanci ścigają nastolatka, a następnie odbierają go kobiecie, w której ramionach się schronił. Następnie grupa osób gromadzi się wokół policyjnego auta, a kobieta - matka chłopca próbuje w emocjonalny sposób wymóc na funkcjonariuszach, by zabrali ją na posterunek razem z synem. - Nie miał żadnej opieki. Zanim dojechaliśmy na posterunek, już go zdążyli przesłuchać - skarżył się dziennikarzom ojciec Karima. Chłopiec został zwolniony dopiero po tym, jak na posterunku zjawiła się grupa lewicowych aktywistów, a ojciec wyraził zgodę na zapłacenie grzywny w przypadku, gdyby Karim znów brał udział w zamieszkach. Policja twierdzi, że funkcjonariusze nie mieli pojęcia, w jakim wieku był zatrzymany, ponieważ nie miał przy sobie żadnego dokumentu. Gdy ojciec zjawił się z dokumentami, Karim został zwolniony. Policjanci podkreślają, że nie przesłuchiwali zatrzymanego. - Czas, żeby armia i policja przestały traktować palestyńskie dzieci tak, jakby były ściganymi, niebezpiecznymi kryminalistami. W tym przypadku chłopiec był poniżej granicy wieku, od której ponosi się odpowiedzialność karną, a więc przede wszystkim policjanci nie mieli go prawa zatrzymywać - oświadczyła Sarit Michaeli, rzeczniczka jednej z grup broniących praw człowieka.