Plany budowy w korytarzu E1 i Jerozolimie Wschodniej zostały zarejestrowane przez podkomisję podlegającej ministerstwu obrony cywilnej administracji Zachodniego Brzegu - podał w środę przedstawiciel ministerstwa. Przedłożenie przez architektów i budowlanych planów i ich rejestracja jest wstępnym krokiem do uzyskania zezwolenia budowlanego; według izraelskiego ministra ds. mieszkalnictwa budowa w korytarzu E1 nie zacznie się co najmniej przez rok. Izrael rozgniewany stanowiskiem Zgromadzenia Ogólnego ONZ, które w zeszłym tygodniu uznało de facto palestyńską państwowość, następnego dnia zapowiedział budowę kolejnych mieszkań dla żydowskich kolonistów na terytorium dzielącym na dwie części Zachodni Brzeg Jordanu, gdzie Palestyńczycy chcą utworzenia swego przyszłego państwa. Decyzja premiera Izraela Benjamina Netanjahu o rozbudowie osiedli wywołała alarm, po raz pierwszy - jak pisze agencja Reutera - nie tylko wśród Palestyńczyków, ale także w światowych stolicach. Nasilenie kolonizacji między Jerozolimą a największym żydowskim osiedlem na wschód od niej utrudniłoby utworzenie palestyńskiego państwa. "E1 to czerwona linia, której nie wolno przekroczyć" - powiedział prezydent Abbas w Ramallah. Jego współpracownik Saeb Erekat zaznaczył, że USA powinny wywrzeć presję na Izrael w celu porzucenia planów rozbudowy osiedli w rejonie Jerozolimy. Jeśli staną tam żydowskie osiedla, "idea pokoju, idea rozwiązania dwupaństwowego, zniknie" - podkreślił Erekat. Plany budowy zarejestrowano na kilka godzin przed wizytą Netanjahu w Berlinie. Premier, który po drodze zatrzymał się w Pradze, by podziękować Czechom za głosowanie przeciwko przyznaniu Palestyńczykom statusu nieczłonkowskiego państwa obserwatora przez ONZ, powtórzył kolejny raz, że jest za rozwiązaniem dwupaństwowym. Według niego pokój powinien pociągnąć za sobą istnienie "zdemilitaryzowanego państwa palestyńskiego, które uznaje jedno i jedyne żydowskie państwo Izrael". Netanjahu powtórzył też, że "Izrael nie poświęci swych żywotnych interesów dla zyskania aplauzu świata". Zdaniem izraelskich analityków premier ma nadzieję umocnić wsparcie prawicy przez promowanie rozbudowy osiedli przed zbliżającymi się wyborami do Knesetu, nawet za cenę narażenia Izraela na izolację dyplomatyczną. Unia Europejska, zaniepokojona planami rozbudowy osiedli na Zachodnim Brzegu, wezwała ambasadora Izraela, by wyrazić zaniepokojenie. Reakcja UE na te plany będzie według niej uzależniona od tego, "na ile posunięcia Izraela stanowią strategiczne zagrożenie dla możliwości istnienia sąsiadującego z nim i zdolnego do funkcjonowania państwa Palestyny z Jerozolimą jako wspólną stolicą". Od czasu wojny 1967 r. Izrael wybudował na terytoriach okupowanych, gdzie żyje obecnie 2,5 mln Palestyńczyków, kilkadziesiąt osiedli dla pół miliona osadników żydowskich. Palestyńczyków niepokoją plany budowy łącznie 7 500 mieszkań, a także nowych hoteli w korytarzu E1 i Giwat Hamatos na wschodnim i południowym skraju Jerozolimy. W Giwat Hamatos miałoby powstać ok. 4 tys. mieszkań; wydanie wstępnej zgody na to przewidywane jest na połowę grudnia. Wybudowanie tam żydowskich osiedli odetnie tradycyjnie arabską Jerozolimę Wschodnią od Zachodniego Brzegu, grzebiąc nadzieje na powstanie palestyńskiego państwa obok państwa Izrael ze wspólną Jerozolimą. Rozmowy izraelsko-palestyńskie zamrożone są od 4 lat. Strona palestyńska nie chce do nich wracać, dopóki trwa rozbudowa żydowskich osiedli na terytoriach okupowanych. Izrael z kolei twierdzi, że wznowienie rozmów powinno być bezwarunkowe. Od początku tygodnia już kilka państw wzywało ambasadorów Izraela, by zaprotestować przeciwko najnowszym planom rozbudowy osiedli. W środę uczyniły to także Włochy, a we wtorek szef brytyjskiej dyplomacji William Hague mówił w parlamencie o dalszych krokach dyplomatycznych.