Na razie nikt nie przyznał się odpowiedzialności za atak, który przeprowadzono tuż przed świtem na miasto położone około 35 km na wschód od Gazy. We wtorek w wymianie ognia na granicy pomiędzy Gazą a Izraelem zginęło czterech palestyńskich cywili i pięciu bojowników Hamasu. Islamski Dżihad - mniejsza organizacja powiązana z Hamasem - przyznał, że w środę rano wystrzelił rakietę, która spadła na przedmieściach portowego Aszdod, około 40 km na północ od Gazy. W ataku nikt nie został ranny. Wicepremier Izraela Silwan Szalom powiedział, że sytuacja przypomina tę sprzed izraelskiej ofensywy w Gazie na przełomie 2008 i 2009 roku. Zginęło wówczas 1,4 tys. Palestyńczyków, w większości cywili. Jak podkreśla Reuters po ofensywie Hamas wstrzymał ostrzał. "Być może będziemy musieli rozważyć powrót do operacji - powiedział Szalom w rozmowie z izraelskim radiem. - Mówię to, choć wiem, że takie coś może oczywiście spowodować, że region znajdzie się w znacznie bardziej zapalnej sytuacji". Szalom uważa też, że Hamas może otworzyć nowy front w konflikcie z Izraelem, "by powstrzymać jakąkolwiek możliwość dialogu między Palestyńczykami, albo by zyskać znacznie silniejszą pozycję w takich negocjacjach". Na terytoriach palestyńskich panuje faktyczna dwuwładza od czerwca 2007 roku, kiedy Hamas zbrojnie przejął kontrolę nad Strefą Gazy. W 2006 roku Hamas wygrał palestyńskie wybory parlamentarne, ale społeczność międzynarodowa nie chciała uznać jego władzy, gdyż ugrupowanie to odmawia Izraelowi prawa do istnienia i jest traktowane przez USA i Unię Europejską jak organizacja terrorystyczna. Rządzący na Zachodnim Brzegu umiarkowany gabinet prezydenta Mahmuda Abbasa jest uważany przez wspólnotę międzynarodową za jedynego legalnego przedstawiciela Autonomii Palestyńskiej i zaangażowany jest w rozmowy pokojowe z Izraelem.