Według izraelskich mediów, biały mikrobus na palestyńskich numerach rejestracyjnych wjechał w grupę żołnierzy stojących przy drodze, w pobliżu kompleksu osiedli żydowskich Gusz Ecjon na Zachodnim Brzegu Jordanu. Kierowcy udało się uciec. Trwają jego poszukiwania. Izraelskie władze są przekonane, że był to celowy atak, drugi tego rodzaju w ciągu jednego dnia. Wcześniej w Jerozolimie Wschodniej samochód wjechał na zatłoczoną wysepkę dla pasażerów, a następnie w samochody, po czym jego kierowca wyskoczył w pojazdu i zaczął atakować cywilów i policjantów żelaznym prętem. Został zastrzelony podczas ucieczki. W ataku zginął pogranicznik z mniejszości druzów, a 13 osób zostało rannych, w tym trzy ciężko. Według policji sprawcą był 38-letni Palestyńczyk Ibrahim al-Akari, który mieszkał w obozie dla uchodźców w Jerozolimie Wschodniej. Kontrolujący Strefę Gazy Hamas przyznał się do tego ataku i poinformował, że al-Akari był członkiem organizacji. Rzecznik Hamasu Fawzi Barhum nazwał atak "wspaniałą operacją" przeprowadzoną przez "bohatera". Wezwał do kolejnych takich zamachów. Po zamachu we Jerozolimie Wschodniej premier Izraela Benjamin Netanjahu powiedział, że atak był wynikiem ciągłego podżegania do przemocy ze strony palestyńskiego prezydenta Mahmuda Abbasa i jego "partnerów z Hamasu". 22 października doszło do podobnego ataku palestyńskiego motocyklisty, który w Jerozolimie Wschodniej wjechał na wysepkę dla pieszych i zabił małą dziewczynkę i 22-letnią Ekwadorkę. Podczas ucieczki został postrzelony i zmarł następnego dnia.